Witam
U męża stwierdzono nowotwór który swe główne ognisko ma w przywodach żółciowych. W przeciągu miesiąca choroba tak gwałtownie uderzyła. najpierw były bóle brzucha, dyskonfort, problemy z wypróżnianiem się, następnie kiedy lekarz pierwszego kontaktu nic nie zdiagnozował, nastąpiła żółtaczka. Mąż jest osobą niepełnosprawną ma 60 lat, porusza się o kulach ( Porażenienie Dziecięce ) i w ciągu jednego miesiąca pobytu na odziale internistycznym, niknie w oczach. Badania się przeciągają. Mąż cierpi. Ordynator na rozmowie ze mną w cztery oczy nie daję szansy na wyleczenie i przeżycie, jestem załamana. Ja również jestem osobą niepełnosprawną (po polio czyli Hainego Medina) poruszam się na wózku mamy 12 letniego syna. Jestem załamana.
Proszę o jakąkolwiek odpowiedź jak sobie radzić.
[ Komentarz dodany przez: absenteeism: 2010-10-24, 08:29 ] Wydzielam post do osobnego wątku, zgodnie z Regulaminem Forum.
Witaj Mimi,
Bardzo mi przykro, że choroba nowotworowa dotknęła Twojego męża. Bardzo mało napisałaś o badaniach w oparciu o które postawiono taką diagnozę (prawdopodobnie Twój mąż miał robione USG, tomografię, RTG - warto byś załączyła wyniki, wtedy łatwiej będzie pomóc).
Zakładam jednak, że nie ma wątpliwości co do źródła nowotworu i że prawdopodobnie są przerzuty ("stwierdzono nowotwór który swe główne ognisko ma w przewodach żółciowych").
Jeśli tak jest, to niestety jest to choroba zaawansowana i nie rokująca zbyt dobrze, prawdopodobnie pozostaje tylko leczenie paliatywne i przede wszystkim opanowanie bólu. Piszesz, że mąż cierpi - koniecznie walcz o to, by lekarze opanowali ból!
Dziękuję (jak przewrotnie to słowo brzmi) za odpowiedź.
Tak, przeprowadzono wszystkie badania. Dziś był przewieziony do kliniki onkologicznej z całą dokumentacją choroby. Pozostało leczenie paliatywne... mąż dziś dowiedział się o swym stanie, syna poinformowałam również. Pierwszy raz korzystam z tego rodzaju pomocy ( te forum ) gdyż czuję się zupełnie zagubiona.
Sama nie wiem czego oczekuję, gdy wiem, że już nie ma żadnego ratunku.
Jak chronić, prowadzić syna w tym trudnym czasie?
Jak rozmawiać z mężem aby nie być mu kulą u nogi?
Nic nie wiem. To stało się tak nagle...
Mimi,
Rozumiem że swiat zawalił Ci się na głowę, taka diagnoza to szok dla chorego i najbliższych. Nie ma w takiej sytuacji gotowych recept jak postępować... Myślę, że Twój mąż nigdy nie powie, że jesteś "kulą u nogi", obecność bliskiej osoby jest w takiej chwili nieoceniona. Będziesz musiała znaleźć siłę, by mu pomóc przejść przez ten trudny okres. Poza tym szukaj wsparcia u rodziny i przjaciół, może uda Ci się skorzystać z pomocy psychologa, a najlepiej psychoonkologa (pomoże całej rodzinie), niektórzy znajdują wsparcie w wierze.
Może zechcesz sięgnąć po książki dr. Elisabeth Kubler-Ross ("rozmowy o śmierci i umieraniu" "pytania i odpowiedzi o na temat śmierci i umierania"). Napisane kilkadziesiąt lat temu przez szwajcarską lekarkę przez wiele lat praktykującą w USA, mimo że trochę zmieniła się warstwa obyczajowa, te najważniejsze pytania pozostały bez zmian.
No i zawsze trzeba mieć nadzieję - że uda się przedłużyć życie, poprawić jego jakość w chorobie.
Droga Ewik
Bardzo dziękuję Ci za odpowiedź, napewno sięgnę po te tytuły które podałaś, chociaż i tak już po nocach wertuję internet by znaleźć wskazówki na ten mój trudny czas.
Dziękuję, że mogłam skorzystać z tego forum.
Być może w przyszłości, będę mogła pomóc komuś kogo podobnie jak mnie los doświadczył, radą z własnego doświadczenia.
[ Dodano: 2010-10-28, 02:19 ]
No i stało sie 27.października o godzinie 22:30 mój mąż zmarł w szpitalu...
Nawet sie z Nim nie pożegnałam...
Żegnam Was ...
Witam...
Przeczytałam mase porad jak radzić sobie po stracie bliskiej osoby, ale ze mną jest chyba coś nie tak...
Przyjełam do wiadomości odejście męża, a jednak moje ciało słabnie, nie potrafię jeść, nie sypiam po nocach. Boję się jak dalej żyć.
Mam syna 12-to letniego i on cierpi, ale już nie z powodu straty Taty ale z powodu mojego stanu. Mam tego świadomość a organizm odmawia posłuszeństwa...
Boję się...
Sytuacja moja jest nietypowa, ale zawsze radziłam sobie i to ja byłam motorem napędowym naszego życia, a teraz sypię się, chcę i nie mogę egzystować.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum