Mimi KOchana
wyrazy najgłębszego współczucia...
bardzo mi przykro, że straciłaś Męża, a Twój Syn Tatę. Tym bardziej smutno, ze synek jest jeszcze mały....
Mimi nie jestes nietypowa... Każdy człówiek różnie reaguje... zapewne zmobilizowałaś sie podczas tych koszmarnie cięzkich dni choroby, starałaś się jak najbadziej pomoc Męzowi i Go wspierać, a teraz kiedy odszedł nagle wszytsko pękło w Tobie... Stres spowodował, że pewnie czujesz się jak wrak człowieka - i fizycznie i psychicznie... Jesteś jak każdy tylko człowiekiem Mimi i musisz odreagować...
ściskam Cię cieplutko
Mimi,powtarzam sie ale wiem co czujesz. To tak samo bylo( i nadal jest) ze mna. Motywowala mnie choroba meza. Lecz kiedy odszedl-uplynelo ze mnie zycie. I zyc sie nie chcialo. Ten stan niestety nie mija. Leca dni,a swiadomosc ze Go juz nie ma przetlacza. Ja wiem ze sobie poradze. Ale zycie nie jest juz takie same. Niestety trzeba do tej nowej sytuacji sie przezwyczaic jakos. Ty tez musisz zyc. Dla syna. Potrzebuje Ciebie,martwi sie. Musicie nawzajem teraz sie wspierac. Nie poddawaj sie. Trudno jest nam sie pogodzic ze smiercia bliskich nam osob,no ale czy my mamy wplyw na to ze smierc jest wpisana w zycie?
Trzymaj sie kochana,jak masz ochote sie pozalic-wal smialo,zrozumiemy Ciebie. Nie zamykaj sie!
Za chwilę minie dokładny tydzień jak odszedł mój Mąż...
Nic już nie jest takie same...
Cierpię podwójnie, gdyż nie potrafię pójść na grób męża (poruszam się na wózku, a autko nasze czeka na nowego nabywcę - sprzedaję, bo mój stan motoryczny uniemożliwia mi kierowanie samochodem). Na pocieszenie zostaje u mnie na noc moja pielęgniarka...Biorę srodki uspokajające, gdyż nic nie mogłam jeść.
Zdaję sobie sprawę, że już nic nie będzie jak dawniej ale czy ja to wytrzymam.
Mam dość ciagłych pytań "jak się pani czuję?" Już nawet gdy łzy płyną czuję przeszywający ból w głowie...
Mój ukochany Mąż nie żyje !!!!
Mimi,kochana,wiem co czujesz. Zal mi ze nie moge Ci pomoc fizycznie, tylko wirtualnie. Naszym bliskim juz nic nie boli. Ale nam bedzie bolalo az do naszej smierci. Jestem z Tobą...
Ile to już mineło czasu od chwili kiedy tu byłam?
Przeszłam załamanie...
Dziś żyję ale już jestem zupełnie innym człowiekiem.
Powiem tylko, że nie znalzł sie w moim życiu człowiek, który by mnie wsparł, pomógł...
Apeluję więc do wszystkich, że największą podporą w życiu po utracie tak bliskiej osoby
jak mąż, jest rodzina, sąsiedzi... ja pozostałam osamotniona...
Mój stan zdrowia się pogorszył... żyję dla syna który właśnie skończył 14 lat.
Serdecznie Wam dziekuję, że byliście ze mną w te najboleśniejsze dla mnie chwile.
Witam po czterech latach przerwy.
Mam jedno pytanie dotyczące badania krwi tzw markerów.
Czy jest to możliwe, że po badaniu markerów które wyszło dobrze, po czterech miesiącach
mąż zmarł na raka przewodów żółciowych.
Bardzo proszę o odpowiedź, gdyż mąż przed śmiercią wyznał mi, że lekarz go oszukał. Nie widzieliśmy tych wyników tylko oznajmienie lekarza, że wszystko w porządku.
[ Dodano: 2014-11-24, 19:43 ]
Przepraszam, że piszę ponownie, ale nie potrafię edytować postu.
Chciałam tylko dodać, że badania były na nasz wniosek i za dodatkowe badanie krwi markerów za które zapłaciliśmy sami.
[ Komentarz dodany przez Moderatora: absenteeism: 2014-11-24, 20:32 ] Masz już swój wątek na Forum, nie dopisuj się do cudzych tylko kontynuuj obecny.
Posty scalone.
[ Dodano: 2014-11-24, 21:06 ]
Bardzo dziękuję za umieszczenie mojego postu w moim wątku, nie potrafiłam go odnaleźć.
Może to wygląda, że chcę szukać winnych - nie o to chodzi, to nie wróci życia mojego męża
którego brak mi jak powietrza. Ale wciąż brzmią mi w uszach ostatnie słowa męża - oszukała mnie lekarka, wyniki badań nie były moje. Tak brzmiały ostatnie słowa męża. Dlatego choć minęło tyle lat nie daje mi to spokoju.
Lekarz ustnie poinformował, że wszystko w normie. Jak wyżej napisałam, nie widzieliśmy wyników. Tylko nurtuje mnie, czy jest możliwe, że niespełna miesiąc po badaniu już zaważyłam pierwsze objawy, tzn: nudności, wymioty... następnie tracił na wadze... chudł. gdy po dwóch miesiącach od badania zwrócił się z bólem brzucha zbagatelizowano to. Dopiero kiedy początkiem trzeciego miesiąca od badań wystąpiła żółtaczka, został zabrany do szpitala i diagnoza była przerażająca, zaawansowany nowotwór w przewodach żółciowych, z przerzutami na wątrobę, trzustkę i wyniszczenie organizmu.
Po miesiącu cierpień - zmarł.
Nie jestem w stanie odpowiedzieć na Twoje pytanie, czy to jest możliwe, bo nie wiem jaki faktycznie był wynik i - przede wszystkim - czego to był wynik. Bo jeśli chodzi o raka dróg żółciowych, nie ma specyficznych markerów świadczących o nim. Dlatego właśnie o to dopytuję. Być może były robione markery dot. innych nowotworów złośliwych, np. raka jelita grubego - te mogą być w normie, a inna choroba może się rozwijać.
Trzeba także pamiętać, że markery nie są badaniem ściśle diagnostycznym - można mieć markery w normie i być chorym na raka, można mieć je wysoko ponad normę i nie mieć raka.
Pacjent ma prawo wglądu do swoich wyników, jeśli rodzina jest upoważniona - także. Możesz zgłosić się do szpitala z prośbą o kserokopię wyników badań.
Dziękuję za odpowiedź.
Dodam tylko, że badania były przeprowadzone końcem maja 2010r na życzenie nasze, czyli tzw: okresowe. Zapłacone przez nas, nie z funduszu NFZ w Przychodni. Gdy trafił mąż we wrześniu już z ciężkimi objawami, wyniki były przerażająco złe, nie rokujące nawet leczenia.
Tak więc pytam, czy w przeciągu 4 miesięcy choroba nowotworowa może tak wybuchnąć?
Wyniki ze szpitala pokazał mi ordynator, skwitował to słowami, że z takim przypadkiem nie miał jeszcze do czynienia.
Przepraszam, że wracam do tego tematu.
Ostatecznie podsumuję to - 27 maja 2010r miał wyniki w normie a 27 października 2010r zmarł.
[ Dodano: 2014-11-25, 14:55 ]
korekta: Gdy trafił mąż we wrześniu do szpitala* już z ciężkimi objawami, wyniki były przerażająco złe, nie rokujące nawet leczenia.
Z całym szacunkiem dla Pani, nie mogę zgodzić się z podsumowaniem moich wątpliwości.
Zadałam szereg pytań osobom kompetentnym i również jak ja mieli duże wątpliwości.
Tym bardziej, że mąż był obciążony genetycznie. Badania na trzy miesiące przed przerażającą diagnozą powinny bić na alarm. Jednak tak się nie stało.
Pisząc tu ponownie, miałam nadzieję, na rzetelną odpowiedź.
Dodam tylko iż będąc pod opieką lekarza rodzinnego wraz z przydzieloną opieką pielęgniarską - długoterminową, musieliśmy o wszystko wręcz wybłagać.
Jak już w wątku napisałam jestem osobą niepełnosprawną w stopniu znacznym.
Moje życie jest obecnie udręką - lekarz cofnął mi opiekę pielęgniarską. Zmieniłam lekarza...
Podsumowując moją tu obecność, pragnę wszystkim powiedzieć, aby punktowali nierzetelnych lekarzy. Ja nie mam sił ani sprawności aby ową Panią Doktor napiętnować.
Ponadto i tak to nie wróci życia mojego męża i ojca naszego syna, którego w trudach sama wychowuję.
Jeżeli lekarz rodzinny ma kilka etatów a do tego od 15 lat dzierży funkcję radnej.... no to mówi wszystko.
Przepraszam za moje wynurzenia, ale tu zaczęłam pisać i tym postem zakończę.
Na potwierdzenie moich wątpliwości wklejam link na temat badań które powinny na tym etapie już bić na alarm.
http://www.vismaya-maitre...osliwy_cz1.html
Wszystkim którzy dzielili ze mną ból, z całego serca dziękuję.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum