Nie pisałam nic kilka dni ponieważ nic wyjątkowego się nie dzieje. Po tym jak Pani onkolog odesłała Tatę do domu z "kwitkiem" i kazała zgłosic sie za trzy miesiące (zarejestrowany jest na 26 lipca <zalamka> ) Tata siedzi w domku i jego psychika spada na łeb na szyję. Narazie jest jeszcze w domku Mama (Mama ma L4 do 25 maja) więc nie jest źle bo nie jest sam, ale jak Mamcia wróci do pracy to az strach pomyśleć. Tata uświadamia Mamę, że pewnie ktoregoś dnia wróci z pracy do domku a Tata będzie.... no wiecie...
Tata jest załamany tym guzkiem w okolicach obojczyka. Jest zamknięty w sobie a cały stres odreagowuje na Mamie. Żal mi ich obu....
Mnie dopadło jakieś przeziębienie...kicham, prycham, gardzło boli.... jestem zasmarkana jednym słowem. Od poniedziałku mam tydzień urlopu i jak tylko troszkę dojde do siebie to wybieram się do Pani onkolog zapytac o Tarcevę.... narazie pojadę nie mowiąc o tym nic rodzicom....zobaczę co się dowiem...
Trzymajcie za Nas kciuki....potrzebujemy tego....
Pozdrawiam gorąco...