Kochani - jestem. I bardzo przepraszam, że nie dałam rady pisać z Polski - siostra ma awarię z komputerem. Myślałam, że dostanę owsików na miejscu, tak bardzo chciałam sie z Wami podzielić tym co się działo. I bardzo za Wami wszystkimi tęskniłam. W tym pędzie i wielkim mieście jakim jest Wrocław, między szpitalem a dzieckiem, w tramwaju, taksówce, na zimnym szpitalnym korytarzu-tam wszędzie myślałm o moich przyciaciołach z forum. Co u was się dzieje? Bo ja po latach emigracji odkryłam po raz pierwszy w życiu, że to nie jest już moje miasto. Ludzie z mojej dzielnicy są już obcy, wszystko się zmieniło. No i mama... kochana moja. Taka dzielna. Nie wiem nawet od czego zacząć... Chyba od początku. Albo od końca. Mama dziś wychodzi do domu. Na drenie, który ma od operacji tzn. od 25 kwietnia. Ma go jeszcze nosić do końca przyszłego tygodnia, bo wtedy ma iść do szpitala na kontrolę. Mama przeszła lobektomię dolnej części prawego płuca, wraz z usunięciem węzłów śródpiersia (doktor mówi, że na wszelki wypadek).Czekamy teraz na wyniki około 1,5 tygodnia jeszcze. Doktor taki wspaniały, że słów brak, opiekował się mamą jak ja dziamdziakiem. A przystojny taki, że żeby mamę rozśmieszyć za każdym razem jak wchodził do mamy, mówiłam że ja jestem gotowa z miejca na to, żeby mi wyciął wszystko co tylko chce. Mama ryczła ze śmiechu. Ale naprawdę mówię Wam, choć to nie czas i miejce, że skubany taki był piękny, że wszystkie baby szły pod nóż jak baranki. I naprawdę wspaniały fachowiec. Bez bez niego mama nie dała by rady. I psychicznie i fizycznie. Anioł z nieba. I udało mi się mamie dostarczyć w niedzielę Stefka do parku szpitalnego. Pogoda była piękna, my na drugi dzień wyjeżdżamy więc po prośbach mamy władowaliśmy krewetkę do taksówki i wio do mamy. Biedna tak się cieszyła, bo cały czas tylko marzyła, by go zdążyć zobaczyć przed naszym odlotem. Wzruszyła się przeokropnie. No i ciągle mówi, że się wybiedziliśmy, bez domowych obiadków i nic małemu nie kupiła w prezencie. Taka jest mama. Więc żeby choć troszkę wnusia rozpieścić, mówi, że była w szpitalnym sklepiku i wyciąga z reklamówki...biszkopty. Wózek do totalnego czyszczenia Ale nic to. Mama dziś w skowronkach Mi serce rośnie. Siostry na posterunku, by robić zakupy i pomagać mamie. Ja będę już od tej pory przyklejona do komputera i skypa, by być z mamą i Wami. Wrócę tylko z zakupów, bo lodówka pusta i już doczytuję resztę tego co przegapiłam przez te dni i choć będę tęsknic za rodzinką i mamą to wiem, że jesteście tu i dzięki Wam mój świat się nie zawalił.
_________________ "Każdy człowiek umiera. Nie każdy żyje naprawdę..."
Honorato, dobrze się czyta takie fajne wieści.
Trzymajcie się dzielnie tak dalej.
Pozdrawiam Ciebie i serdecznie pozdrowienia dla Twojej wspaniałej, dzielnej Mamy.
_________________ Człowiek ma dwa życia. To drugie zaczyna się wtedy, gdy zrozumiesz, że życie jest tylko jedno.
Choroba moim nauczycielem, nie panem.
Witaj
Miło się czyta takie radosne wieści.
Najważniejsze,że operacja już za mamą ( miłe wspomnienia zostaną w postaci przystojnego lekarza ) a teraz tylko rekonwalescencja ,ale przy tak wspaniałych córkach to mama biegusiem dojdzie do zdrowia
Pozdrawiam
Honorato ,dobrze że przywiozłaś dobre wiesci
Wspaniale ,że mama Was zobaczyła na pewno nabrała chęci do walki a co za tym idzie na pewno lepsze samopoczucie
Moi kochani - jakże dobrze być tu z Wami, choć serce tęskni za mamą i Polską. Ale cóż, takie życie. Mamcia już oglądała swoje ulubione programy w domku, gotowała ("ręce mam przecież zdrowe"). Wyniki w przyszłym tygodniu, w czwartek. Dzieki Wam jestem wśród przyjaciół, choć niby sama w domu. Właśnie nauczyłam się zdejmować szwy. Rozłupałam Darkowi pół głowy by je wydostać. Chłopina nawet nie pisnął. W międzyczasie Stefek darł się bo bidak ząbkuje-normalnie dom wariatów. Ten tu z szwami a tamten z paracetamolem dla dzieci, a ja poprostu muszę robić za służbę zdrowia. A mi ten piękny doktorek to nic nie chciał wykroić. Daro mówi, że jak jeszcze raz o nim coś powiem, to mam się pakować i spiep....ać I doktorek może mnie nawet przerobić na mielone, ale jak jeszcze raz coś o nim powiem to on chyba oszaleje Daro miał tzw. tłuszczaki na głowie i choć mama dokładnie poinstruowała mnie jak to zrobić, musiałam użyć trochę siły. Kolejne szwy do zdjęcia w przyszłym tygodniu z pleców. Daro usunął też znamię, które nie podobało się lekarzowi. A teraz ja muszę zdejmowac szwy i jeszcze człowiekowi pomarzyć nie wolno. Mama mówi - nie drażnij chłopa bo się wścieknie z zadrości i pójdzie w czorty. A gdzie on ma niby pójść - jak ja piekę najlepsze ciasta i gotuję najlepsze zupy?
_________________ "Każdy człowiek umiera. Nie każdy żyje naprawdę..."
Nie będę wypowiadać się w kwestii zupy i ciasta... odrobina chili nikomu nie zaszkodziła, a wpływa zbawiennie na cały układ trawienny, na oczy też pomaga....
Myślę, że skoro Ty zajęta jesteś Mamusią i Stefciem, to on bidulek musi znaleźć jakieś wyjście z sytuacji i od czasu do czasu zrelaksować się z jakąś skośną kucharką...
Honoratko mam nadzieję że oboje z Darkiem zwrócicie szczególną uwagę na to nieszczęsne znamię..., pamiętaj że lepiej na zimne dmuchać niżeli...
Romanie - o innych kucharkach mowy być nie może. Co innego gadanie o doktorku a co innego mieszanie w ... garach Zgodnie z angielską zasadą "My kitchen-my rules" (moja kuchnia - moje zasady). Znamienia już nie ma, poszło pod nóż i to z sporym marginesem, bo Daro ma aż 4 szwy na plecorkach. Za tydzień w czwartek Daro ma wyniki histopatologiczne. To znamię nie zmieniało się ani nie swędziało. Dwa lata temu lekarz w prywatnej klinice powiedziała tylko że to znamię jest atypowe, więc teraz w tym całym strachu z mamą nakłoniłam go by je wreszcie usunął. Trzeba czekać cierpliwie na wyniki badań. I mamy i Dara. Roman jak czytam o tych Twoich kwiatkach w ogródku to mi się marzyciel włącza...Robótki w ogrodzie mmmm
_________________ "Każdy człowiek umiera. Nie każdy żyje naprawdę..."
Witaj Marzycielko
Życie ma to do siebie, że po tych najsłodszych marzeniach najczęściej budzi nas solidnym kopniakiem w dpę, a to ze względu na sympatię jaką do nas czuje, bo mogło skopać nam żebra, które są bardziej wrażliwe i dłużej bolą...
Zanim można obejrzeć i powąchać kwiatuszek... trzeba solidnie się nagimnastykować, ale... warto, dla tej jednej ulotnej chwili...
Może jestem już przewrażliwiony, ale naprawdę trzeba uważać na siebie, i naszych ukochanych... to nasze życie jest tak ulotne...
Honorata, skoro piszesz to pewnie nie śpisz i nie śnisz
Tak więc to prawda
Nawet sobie nie wyobrażasz jak dobrze się robi na serduszku czytając takie wieści
Ja, mimo iż w tej chwili lekko zaryczana - uśmiechnęłam się
Cieszę się razem z Wami
_________________ Anelia
Jeśli wiara czyni cuda,trzeba wierzyć,że się uda !
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum