Słuchajcie zacytuję wam moją ukochaną ciocię , która sprawę określała następująco :
" Nasi rodzice na mchu jadali " - Uwielbiam ciocię za jej podejście do życia .
Ciocia jest Panią przed 80 - tką , bardzo schorowaną a mimo to jest wulkanem dobrej energii i niesamowitego humoru
_________________ " Złapać wiatr , pokonać strach i być ..."
Moja Mamcia 01.10.1954 - 06.04.2012
Oj tak emocje są bardzo duże i niekiedy trudno sobie z nimi poradzić . Inne emocje targają człowiekiem gdy chorują rodzice , inne gdy dzieci a jeszcze inne gdy Ten wybrany na całe życie z pełna świadomością i miłością inną niż do wszystkich innych ludzi.
Wiecie "przyjaciół i rodzinę" poznaje się nie tylko w biedzie ale i w chorobie. Od czerwca ubyło nam bardzo znaczne grono tz. przyjaciół . Kiedyś nie było możliwe jakiekolwiek spotkanie bez nas. Teraz to mamy wrażenie,że niektórzy myślą ,że rak jest zaraźliwy a tym bardziej gdy usadowił się na języku. Nie mówię tu o ludziach poznanych niedawno ale o takich z którymi spotykaliśmy się przez 34 lata. W środ nich są tacy co nie odwiedzili i nie zadzwonili do nas od chwili jak się dowiedzieli o chorobie męża. Ale są tacy co nie zostawili mnie i bardzo mi pomogli a nigdy bym nie pomyślała ,że z ich strony zaznam tyle dobroci i wsparcia. . A z rodziną ? to jak z rodziną . Jak ktoś ma córki to jeszcze znajdzie jakieś wsparcie ale w naszym przypadku Bóg obdarzył nas tylko synami. Każda matka wie, że jak syn założy rodzinę to żona przeciągnie go na stronę swojej rodziny . Tak było i jest, jak tylko świat istnieje.Wiem, wiem zdarzają się wyjątki i takowe znam. Ja niestety mimo ,że mam dobry kontakt z dwiema synowymi to nie rozmawiam z nimi na temat choroby Ojca- Teścia , bo i tak to nie dotyczy ich Tatusiów. A synowie ? Pewnie przeżywają to bardzo mocno, ale to pewnie ja powinnam ich wspierać a nie oni mnie.
Ja jako Synowa jeździłam z moim Teściuniem na badania chemie - nie wyobrażam sobie że może być inaczej , i nie chodzi Mi o poczucie obowiązku to zwykły ludzki gest .
Tak naprawdę dopiero przy Teściuniu poczułam jak to jest mieć Ojca a nie Tyrana - jakim jest Mój tata .
Teściunio tak bardzo Mi Ciebie brakuje
_________________ " Złapać wiatr , pokonać strach i być ..."
Moja Mamcia 01.10.1954 - 06.04.2012
Oj, to nie wiedziałam, że mamusie mogą być tak 'inne'. Moja Mama jak może tak mnie pomaga, bardzo bardzo się stara. Mama jest osobą bardzo nerwową, wszystko bardzo przeżywa, dlatego siłę psychiczną ja mam za nas dwie .
Moja wdzięczność dla Niej nie ma granic. Podobnie jestem wdzięczna mojemu Bratu, bo brat to zawsze miał serce na dłoni (i niestety za to często dostaje po tyłku ). Cóż ja mogę napisać, rodzinę mam świetną (i nawet tę dalszą). Czasami mnie przyjeżają, ale to nie wynika z ich złej woli.
Ot tak trochę pozytywu.
_________________ Człowiek ma dwa życia. To drugie zaczyna się wtedy, gdy zrozumiesz, że życie jest tylko jedno.
Choroba moim nauczycielem, nie panem.
Za 20 dni mam obronę pracy magisterskiej.Moja mamunia tak bardzo chciała doczekać tego dnia...Tak bardzo bym chciała by była ze mną w tym dniu;(
[ Dodano: 2011-10-07, 19:47 ] Gusia, wiesz, jak moja rodzina dowiedziała się, że mamusia maraka to też były osoby, które bały się do niej zadzwonić.Nie wynikało to z jakiegoś odtrącenia, odseparowania nagle od nas..po prostu ze strachu. Rozumiałam to.Ludziom łamały się głosy gdy do nas dzwonili...po co mamcia miała słyszeć ich płacz? Nie wiem co tak naprawdę jest dobre. Nie oceniam tego...
Moniusia . Za 20 dni będę bardzo mocno trzymała kciuki za Ciebie. A Twoja mamcia będzie w tym tak ważnym dniu dla Ciebie razem z Tobą .
Co do telefonów i odwiedzin tych sprawdzonych przyjaciół , to masz rację płakaliśmy wszyscy. i nie wiem czy to było dobre czy nie , ale on nas wszystkich widział i miał przy sobie i w tym momencie , w tych tak trudnych dla niego chwilach byliśmy i jesteśmy z nim na dobre i na złe. A o tych nieobecnych i nie dzwoniących , którzy może masz rację, że się boją nie wspominamy . Niech sobie żyją i idą własną drogą .
TO jest bardzo ciężki okres w zyciu chorego i jego najbliższych. ja czasami nie chciałam by nawet do mnie dzwoniono i pytano o mamę, bo cały czas byłam przy Niej i gdy wychodziłam rozmawiać Ona doskonale wiedziała o czym...wracałam zapłakana, wtedy i ona płakała... Wolałam by nikt mnie nie pytał..po prostu. Nie wiem jak ja bym się zachowała w takiej sytuacji, gdyby coś takiego wydarzyło się niebezpośrednio mnie. Ale sądzę, że starałabym się wspierać na miarę własnych możliwości.Dużo ludzi boi się o tym rozmawiać z chorą osobą, bo słowo rak kojarzy się w większości wypadków tylko z jednym, więc jak tu rozmawiać. Siła charakteru jest w tym bardzo ważna.
Ludzie przylepili do człowieka etykietka – chora, co za sobą ciągnie nieszczęśliwa. Chora = nieszczęśliwa. Siedzę sama w domu = nieszczęśliwa. I nie wiem ile razy bym powtarzała, że nie czuję się nieszczęśliwa, to i tak do nikogo, to nie dociera. Wszyscy wiedzą lepiej ode mnie. Poprzylepiali etykietki, zwolnili się zmyślenia.
Znam naprawdę wielu zdrowych ludzi bardzo, bardzo nieszczęśliwych.
Z drugiej strony cieszyć się chwilą, doceniać moment, dzień .... to nie jest szczęście, to jest mądrość
Znam naprawdę wielu zdrowych ludzi bardzo, bardzo nieszczęśliwych.
też znam, ale skojarzyło mi się z osobami, którzy na własne życzenie tacy są...
wnioski:
chory? zdrowy?
nie!
charakter człowieka, jego podejście do życia, jego osobowość, silna wola (albo brak), i ta wspomniana powyżej mądrośc to się liczy!
[ Dodano: 2011-10-09, 01:24 ]
oj, coś bez ładu i składu mi wyszło
wcale nie choroba jest w tym wszystkim najgorsza do zniesienia
Niestety tak
[ Dodano: 2011-10-09, 15:46 ]
Każdy Twój wyrok przyjmę twardy
Przed mocą Twoją się ukorzę
Ale chroń mnie Panie, od pogardy
Od nienawiści, strzeż mnie Boże
Spotkałam się z koleżanką, z którą czasami leżałam w jednej sali. Koleżanka rok temu zakończyła leczenie. Teraz próbuje wrócić do pracy. Poszła na jakiś kurs z 'kadr' czy coś takiego. Pani prowadząca poprosiła o opowiedzenie coś o sobie. Koleżanka powiedziała, że miała 3-letnię przerwę w pracy. A pani prowadząca z wielkim oburzeniem powiedziała, jak to można przez 3 lata siedzieć w domu i nie pracować. Koleżanka tylko powiedziała, że ze względów zdrowotnych. Nic więcej nie tłumaczyła, bo chyba czasami szkoda słów
Ludzie nie wiedzą, brakuje im wyobraźni.
Nie o to chodzi jak człowiek jest chory, bo też nie chce mówić, aby jakoś szczególnie traktowali, człowiek chce aby go traktowali jak człowieka, normalnie po ludzku.
Poza tym nie oto chodzi, że choruję i nie pracuję od 3 lat. A bo co może zechciałam spędzić te 3 lata w klasztorze w Tybecie, albo w zakonie w Tyńcu, albo leżeć na zielonej łące. Nikomu nic do tego.
[ Dodano: 2011-10-09, 17:06 ]
Z tym ‘porozumieniem’ na linii ‘rak’ – ‘nie-rak’ i niektórymi emocjami oraz przemyśleniami to coś jest z tego jak jest napisane w tym cytacie z książeczki „Oskar i Pani Róża” (autor Eric-Emmanuel Schmidt) (na marginesie: Oskar – lat ok. 6 (chyba), umierający, Pani Róża – wolontariuszka, ‘towarzyszy Oskarowi’):
„(…)
-Wszyscy w szpitalu cię szukają, Oskarze. Pełna mobilizacja. Twoi rodzice są zrozpaczeni. Zawiadomili policję.
-To do nich podobne. Myślą, że ich pokocham, kiedy zakują mnie w kajdanki…
-Co masz im do zarzucenia?
-Boją się mnie. Boją się ze mną rozmawiać. A im bardziej się boją, tym bardziej mam wrażenie, że jestem potworem. Dlaczego ich tak przeraża? Jestem aż taki brzydki? Śmierdzę? Kom pletnie zidiociałem?
-Nie boją się ciebie, Oskarze. Boją się choroby.
-Choroba jest częścią mnie. Nie muszą zachowywać się inaczej, dlatego, że jestem chory, chyba, że mogą kochać tylko zdrowego Oskara?
-Kochają cię, Oskarze. Powiedzieli mi to.
-Rozmawiasz z nimi?
-Tak. Są bardzo zazdrośni o to, że się tak dobrze rozumiemy. To znaczy może nie zazdrośni. Smutni. Smutni, że im się nie udaje.
Wzruszyłem ramionami, ale złość trochę mi przeszła. Ciocia Róża zrobiła mi drugą gorącą czekoladę.
-Wiesz, Oskarze, umrzesz któregoś dnia. Ale twoi rodzice także umrą.
Zdziwiło mnie to, co mówi. Nigdy dotąd o tym nie myślałem.
-Tak. Oni też kiedyś umrą. Samotnie. Ze strasznymi wyrzutami sumienia, że nie udało im się pogodzić ze swoim jedynym dzieckiem, Oskarem, którego bardzo kochali.
-Nie mów mi takich rzeczy, ciociu, bo dostanę chandry.
-Pomyśl o nich, Oskarze. Zrozumiałeś, że umrzesz. bo jesteś inteligentnym chłopcem. Nie zrozumiałeś jednak, że nie ty jeden. Wszyscy kiedyś umrzemy. Twoi rodzice. Ja.
-Tak. Ale ja pierwszy.
-To prawda. Ty pierwszy. Ale czy z tego powodu wszystko ci wolno? Czy wolno ci zapominać o innych?
-Zrozumiałem, ciociu. Zadzwoń do nich.
(…)
Kiedy przyjechali moi rodzice, powiedziałem im:
-Przepraszam, zapomniałem, że wy też kiedyś umrzecie.
Nie wiem, co w nich to zdanie odblokowało, ale potem zrobili się tacy jak dawniej i spędziliśmy naprawdę superowski świąteczny wieczór. (…)”
_________________ Człowiek ma dwa życia. To drugie zaczyna się wtedy, gdy zrozumiesz, że życie jest tylko jedno.
Choroba moim nauczycielem, nie panem.
potem zrobili się tacy jak dawniej i spędziliśmy naprawdę superowski świąteczny wieczór
Właśnie to chyba to o czym pisałam przed chwilą w poprzednim temacie. Z Mamą miałyśmy to szczęście, że nie musiałyśmy się zmieniać i to było "superowskie" , Ona po prostu też za dobrze mnie znała, gdy robił mi się czerwony czubek nosa mówiła "Płaczem mi nie pomożesz, przecież widzisz że żyję"
Uwielbiam Jej poczucie humoru i dystans do świata
_________________ "Bywają rozłąki, które łączą trwale."
Wiecie , naszła mnie taka refleksja. Zresztą wszystko co związane z mamą cały czas wspominam. Byłysmy bardzo związane, co przytaczałam już w innych postach. Często mówiłam Jej, że Ją kocham itd. Ale w trakcie choroby mówiłam to jeszcze częściej. I wiecie w tych ostatnich dniach, kiedy mama była słaba, traciła resztki sił, ja cały czas mówiłam do Niej jak bardzo Ją kocham, tuliłam Ją, głaskałam...A mój tata mówił wtedy: "Marciu nie mów bo mamusia czuje wszystko, nie rób tak bo Ona czuje". Jak mogłam tego nie robić?? Miałam sie nagle zamknąć, bo Ona czuje??? Chciałam by wiedziała Kim jest dla mnie, by czuła moją miłość, że Jej nie opuszczam i będę do końca...
Tak chciałam wyrzucić to z siebie.
Moniusia ja tak samo cały czas mowiłam do taty
mówiłam ze go kocham i zawsze będę kochać, mowiłam zeby się nie bał , bo tam będzie mu dobrze , mowiłam zeby sie nami opiekował
chyba było mi to potrzebne a mysle ze i jemu było miło słyszec takie słowa,
ja uważam ze powinniśmy do tych naszych bliskich mowic do konca,i zwyczajnie być
oni nas słysza i czują naszą obecnośc i to być moze pomaga im w tej najtrudniejszej drodze,
_________________ Nawet jeśli niebo zmęczyło się błękitem, nie trać nigdy światła nadziei.
mówiłam ze go kocham i zawsze będę kochać, mowiłam zeby się nie bał , bo tam będzie mu dobrze , mowiłam zeby sie nami opiekował
chyba było mi to potrzebne a mysle ze i jemu było miło słyszec takie słowa,
ja uważam ze powinniśmy do tych naszych bliskich mowic do konca,i zwyczajnie być
oni nas słysza i czują naszą obecnośc i to być moze pomaga im w tej najtrudniejszej drodze,
To jest bardzo potrzebne, myślę, że takie zachowanie pozwala choremu osiągać spokój. Ja bym chciała słyszeć takie słowa. Często sama obecność wystarcza. Nie trzeba dużo mówić. I często milczenie (takie nieskrępowane) może oznacza ogromną bliskość.
Gdy leżałam w izolatce i przychodził do mnie mój brat, dużo nie rozmawialiśmy (nie miałam za specjalnie siły). On oglądał TV, coś 'działał' na komputerze itp. Mnie to w ogóle nie przeszkadzało. Ja sobie mogłam odpoczywać (nie musiałam wysilać bardzo nadwątlonych) , on przy mnie był. I to mnie bardzo cieszyło, wystarczało. Było bardzo ważne.
Właściwie w tych trudnych chwilach dopuszczałam do siebie tylko bliskie osoby, z którymi mogłam pomilczeć. Obecność bliska, niewymuszona, niekrępująca.
_________________ Człowiek ma dwa życia. To drugie zaczyna się wtedy, gdy zrozumiesz, że życie jest tylko jedno.
Choroba moim nauczycielem, nie panem.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum