Niestety chyba przechwaliłam, bo teraz jest źle :(
Mama ma strasznie zmiany nastroju, humory, ciężko to wytrzymać...
Strasznie drętwieją jej nogi, są zimne aż do bólu - a dziś lekarka powiedziała że tak już może zostać na zawsze... bo to przecież skutek chemii
Dzisiaj natomiast nasz "wspaniały" szpital w Łodzi przeszedł wszelkie granice. Pani "doktor" lub pseudolekarz raczej zapomniała wystawić zlecenia na chemię. Mama czekała więc cały dzień na krześle, bo chemia miała być ambulatoryjna, więc łózko nie przysługuje. A wieczorem się okazało, że chemii nie ma. Podpięli jej jakies sole fizjologiczne.
Tak się tu traktuje pacjenta. Cały dzień na krześle, bez jedzenia. Przecież to przekracza wszelkie granice!
Jutro idę do ordynatorki z awanturą, jak tu można wyzdrowieć skoro takie warunki panują w szpitalu. O godz. 19 znalazła się jakaś leżanka (nie łózko, tylko dostawka do pokoju), na którym mama ma spać. Ja nie wiem, czy dla nich pacjent chory na raka już nie zasługuje na żaden szacunek?
Mama tak się zdenerwowała, żę musiała wziąć coś na uspokojenie.
Ja już powoli też nerwowo nie daje rady...
[ Dodano: 2010-12-09, 19:41 ]
Aha, byłyśmy też na konsultacji u innego zupełnie lekarza, który pracuje w Bydgoszczy. Ta lekarka powiedziała, że pierwsza chemia czyli Fluoro... to jest jakaś prehistoria. Że ona zaczęła by od podania chemii o nazwie Gemzar, a to wszystko co mama miała do tej pory to nijak się ma do nowotworu wątroby.
Organizm jej już teraz bardzo wyniszczony, wyniki od dawna na granicy normy.