Nie jestem lekarzem, a filologiem i ekonomistą.
Nie wiem co oznacza "rozwiązanie na poziomie komórkowym". Napisałam to tak, jak zapamiętałam.
A szkoda, ponieważ uznałam Richelieu za lekarza, czyli osobę z większym rozeznaniem w temacie niż ja. Więc jeśli on nie patrzy w przyszłość z takim optymizmem, to ja żałuję, że nie patrzy
Od bardzo niedawna przychodzę na to forum i czytam dyskusję, kibicując tu wielu osobom. W moje rodzinie był tylko jeden przypadek nowotworu (piersi, hormononiezalezny, który pojawił się od silnego uderzenia, stopień chyba IIA, obecnie 2 lata w remisji) i ja miałam 5 lat temu podejrzenie ziarnicy, która w konsekwencji okazała się zwapnieniem węzła, jakąś pozostałością pozapalną. Od tej pory od czasu do czasu mam napady hipochondrii, które próbuje zwalczać metodą RTZ (ta od Simontona).
Sama chciałabym, żeby nowotwory (wszystkie) dało się chociaż skutecznie zaleczać, a one czasem odzywając się w organizmach dawałyby znów zdać sobie sprawę jak ważne jest życie i relacje między ludźmi, i to że mogę na kimś polegać.
Filozofem nie jestem, tylko przygnębia mnie ostatnio ten materializm.
Tak kompletnie poza tematem, opowiem Wam, że przeprowadziłam się ostatnio z miasta na wieś. Jest to mieścina mlekiem i miodem płynąca (Podhale). Bardzo dużo ludzi pracuje tu zagranicą, więc standardem jest 300m dom +2-3 samochody. I to co zaobserwowałam to moda na "nie mam pieniędzy".
TUTAJ NIKT NIE MA PIENIĘDZY! Tutaj ludzie nie jeżdżą na wczasy, do kina, teatru, restauracji, bo ich "nie stać". Wszystkie pieniądze pakowane są na jakieś konta, lokaty, waluty, a reszta w niewiadomoilucalowe telewizory i jakieś gadżety.
Żony siedzą w domu i oszczędzają, panowie są raz w miesiącu lub 2 razy do roku.
A ja (oryginalnie ze średnio zamożnej rodziny) wydając ok. 200-300 miesięcznie na przyjemności, takie jak książki, fryzjer, wypad na kawę/lody, wychodzę tu na krezuskę lub idiotkę, która szasta pieniędzmi. Tego w sumie jeszcze nie rozgryzłam
Powiem Wam, że jestem tym zmęczona, tą zazdrością sąsiadów, bo kupiłam ostatnio lodówkę (a ich nie stać), bo kupiliśmy węgiel na opał (!), a ich nie stać, muszą palić drzewem (wtf, przy 12tys miesięcznie???). Męczy mnie to jak nie wiem, no wyżaliłam się, dość! Dziękuję wszystkim, którzy dobrnęli do końca i pozdrawiam Was wszystkich ciepło z deszczowego Podhala.