Dzień dobry.
Mój tato od 2012 roku walczy z rakiem. Najpierw był to rak wargi, obecnie krtani.
Kolejno była brachyterapia, potem wycięcie guza wraz z wargą, obecnie nowotwór pojawił się w gardle.
Jestem zszokowana ostatnimi wynikami biopsji i tomografu komputerowego, gdyż od 2015 roku regularnie jeździmy z tatą co 2 miesiące na kontrole. Od okołu 9 miesięcy zgłaszałam lekarzom, że tato ma chrypkę, mówi coraz ciszej, męczy się mową i ma uczucie że coś mu przeszkadza w gardle. Na każdej wizycie tato miał badanie endoskopowe gardła przez nos i po każdym z tych badań lekarze twierdzili, że jest nieznacznie powiększony jeden fałd na krtani, ale jest to efekt długoletniego palenia (tato palił 40 lat papierosy, od roku 2016 nie pali w ogóle).
Zostaliśmy odsyłani do rodzinnego lekarza, lub tez dostaliśmy receptę na antybiotyk a innym razem lekarz onkolog zalecił wykupienie w aptece " jakiegoś dobrego nawilżającego sprayu do gardła".
Na wizycie we wrześniu zdecydowanie powiedziałam, że jest coraz gorzej z mową i dopiero wtedy lekarz podczas badania stwierdził, że rzeczywiście nie podoba mu się ten powiększony fałd i zlecił biopsje, która tylko potwierdziła to czego się bałam. Potem TK szyi rozwiało resztę wątpliwości.
Gdy dostałam wyniki nogi się pode mną ugięły. Jeśli będę potrafiła, wstawię tutaj zdjęcie TK szyi. W skrócie wyszło, że jest to guz krtani w stopniu T4NO.
Jestem wściekła na siebie, ale też na lekarzy, że nie zapaliła się żadnemu z nich czerwona lampka i nie dali skierowania na biopsje już wtedy, gdy tata zaczął oskarżać się na chrypkę.
Przecież to trwało prawie rok czasu i nic z tym nie zrobiono wcześniej, teraz myślę ze nie powinnam tak łatwo odpuścić, ale przecież to nie ja jestem lekarzem....
W środę zbiera się konsylium i zapadnie decyzja co dalej. Tata się poddał, mówi ze już swoje przeżył, że 68 lat to ładny wiek i ze nie chce się dłużej męczyć, a na myśl o wstawieniu rurki denerwuje się jeszcze bardziej....