Witam,
Proszę o pomoc. Bliska mi osoba ma zdiagnozowanego raka płuc z przerzutami. W załączeniu wklejam zdjęcia wypisu ze szpitala z wynikami badań. Podpowiedzcie mi, co robić dalej? Każdy lekarz mówi co innego. jeden kieruje na radioterapię, inny mówi że chemia. Jakie są rokowania? Z góry dziękuję za odpowiedzi.
P.S. gdyby coś było nieczytelne, to przepiszę.
[ Dodano: 2014-03-13, 19:50 ]
wklejam w formie załącznika (przepraszam, że dopiero teraz, ale nie mogłam się połapać):
Rozpoznanie
carcinoma planoepitheliales keratodes, czyli rak płaskonabłonkowy, rogowaciejący G2 (stopień zaawansowania histopatologicznego w skali 1-3). Najskuteczniejszym sposobem leczenia raka płaskonabłonkowego byłby radykalny zabieg operacyjny.
Jednak w tym przypadku jest to niemożliwe z racji stwierdzonych przerzutów i wysokiego zaawansowania choroby.
Pozostaje leczenie radioterapią lub chemioterapią. Decyzję jakie podjąć leczenie powinien podjąć lekarz znający całą dokumentację(część wklejonej przez Ciebie jest nieczytelna) i stan kliniczny pacjenta. Jeśli są rozbieżności w opinii lekarzy, proponuję udać się na prywatną konsultację do innego lekarza.
Patrząc na rozmiary zmian chorobowych i ich rozmieszczenie, rokowania nie są dobre.
Dziękuję za opinię.
Czy chemio/radioterapia w ogóle coś dadzą? Są w stanie zatrzymać chorobę choć na jakiś czas? Czy tylko złagodzić jej skutki? Jaki jest średni czas przeżycia w takim stopniu zaawansowania choroby?
Leczenie zarówno chemiczne, jak i radioterapia mają na celu:
-cofnięcie choroby na jakiś czas;
-zatrzymanie-spowolnienie choroby na jakiś czas;
-złagodzenie skutków choroby
-poprawienie komfortu życia pacjenta.
nelma napisał/a:
Jaki jest średni czas przeżycia w takim stopniu zaawansowania choroby?
Nie napisałaś nic na temat ogólnej kondycji chorego(płeć, wiek, sprawność, objawy-[kaszel, krwioplucie, chudnięcie, brak apetytu itd.]). Więc ciężko się wypowiedzieć, mogą to być miesiące, może ok roku.
Jest to mężczyzna, 74 lata. Palacz. Kaszlał odkąd pamiętam, ale jakieś 3 m-ce temu pierwszy raz pojawiła się krew, tzn, krwioplucie. Schudł. Apetyt ma średni, aczkolwiek uważam że nie jest najgorzej. Człowiek raczej aktywny, codziennie gdzieś wychodzi z domu, chociażby się przejść.
Ciężko jest załatwić jakieś leczenie od zaraz, wszędzie są terminy, przeraża mnie to.
Dodam jeszcze, że ogromnie dokucza mu ból barku, wiem że jest to związane z nowotworem.
Czy radioterapia nie zwali go z nóg całkowicie?
Jeśli macie jakieś rady, spostrzeżenia lub sugestie to chętnie wysłucham... jestem "zielona" w kwestii tej choroby. Od dawna wiedziałam o istnieniu tego forum, ale nie spodziewałam się, że będę się tu kiedyś logować... :(
ogromnie dokucza mu ból barku, wiem że jest to związane z nowotworem.
Czy było wykonane badanie obrazowe, by to potwierdzić?
Trzeba to koniecznie skonsultować z lekarzem, na rynku jest masa środków przeciwbólowych, ważne jest aby leczenie było dobrze dobrane. Pamiętaj rak nie musi boleć.
nelma napisał/a:
Czy radioterapia nie zwali go z nóg całkowicie?
Na to pytanie nikt Ci nie odpowie jednoznacznie, generalnie zasada jest taka że leczenie ma pomóc. Czasem zdarza się jednak że skutki uboczne mogą być bardzo uciążliwe.
Wszystkie badania, które dotychczas miał, wykonywano podczas pobytu w szpitalu, a wyniki są w wypisie, nic więcej nie ma... dostał jakieś silne leki (antybiotyki) przeciwzapalne i leki przeciwbólowe, ale pomimo zażywania ból czasem i tak się pojawia. Czytałam, że może to być zespół Pancoasta.
Od pierwszej diagnozy (na podstawie rtg) minął miesiąc, a nie zrobiono dosłownie NIC... każdy lekarz odsyła chorego do innego lekarza... i oprócz wspomnianych antybiotyków nie ma żadnego leczenia.
W Katowicach lekarz powiedział, że radioterapia odpada, zostaje chemia, bo naświetlania by zabiły. Więc powrót do miejscowej poradni. Tu lekarz wręcz wkurzony na tamtego, tym razem odsyła chorego do Krakowa na konsultacje w sprawie radioterapii, skoro w Katowicach odmówili. Twierdzi, że najpierw naświetlania, a potem dopiero chemia. Jutro ma mieć zrobioną morfologię i po weekendzie znów wycieczka do Krk. Brak sił, brak słów...
Błagam, niech mi ktoś wyjaśni o co tu chodzi... czy specjalnie go tak odsyłają, bo wiedzą że już nic nie da się zrobić???? Przecież czas ucieka... :(
[ Dodano: 2014-03-27, 21:30 ]
i jeszcze jedno pytanie
alaslepa, pisałaś że rak nie musi boleć. Co więc należy zrobić, żeby tak było? w naszym mieście z tego co wiem nie ma hospicjum.
Może poprostu zapytaj lekarza wprost o co tu chodzi. Dlaczego tak biegacie od jednego do drugiego lekarza. Wiem jak to działa, mi tez brak słów i sił. Dlatego trzeba mówić otwarcie, a niech tam sie złoszczą, mieć to gdzi..ś. Pozdrawiam.
rak nie musi boleć. Co więc należy zrobić, żeby tak było? w naszym mieście z tego co wiem nie ma hospicjum.
Należałoby się udać do lekarza pierwszego kontaktu.
Jeśli nie będzie umiał zabezpieczyć chorego przed bólem, to powinien pokierować pacjenta tam gdzie ktoś się zajmie leczeniem bólu. Może być to hospicjum domowe, poradnia leczenia bólu a nawet oddział szpitalny gdzie ustawią pacjenta przeciwbólowo.
Nie podajesz informacji z jakiej miejscowości jest chory, a taka wiedza pomaga w bardziej precyzyjnej odpowiedzi gdzie można się udać po pomoc.
jesteśmy z powiatu chrzanowskiego. znalazłam wczoraj na necie informację, że działa w chrzanowie hospicjum domowe, które ma siedzibę w jaworznie. może uda się coś zrobić.
witam,
Chory został ponownie odesłany do Krk (drugi raz, za pierwszym razem odmówiono chemii oraz naświetlań). Zaproponowano bronchoskopię i próbę wypalenia guza. Jednak po przyjeździe tydzień później okazało się, że jest to zbyt ryzykowne i może dać więcej szkody niż pożytku. No i zaczęła się kolejna gonitwa w tym szpitalu, od jednego lekarza do drugiego. W efekcie chory był już tak wyczerpany, że postanowili zatrzymać go w szpitalu w obawie, że nie dojdzie już do domu :( Podczas pobytu w szpitalu dostał jednak 5 dawek naświetlań i mnóstwo leków. Poczuł się lepiej, dostał apetyt (wiem, że to zasługa leków). Dziś został wypisany, a lekarze mówią że to by było na tyle... i polecili zwrócić się do hospicjum.
Nurtuje mnie jedno, dlaczego najpierw systematycznie odmawiali radioterapii a w końcu ją podali? Dlaczego lekarz prowadzący mówi, że chory nadaje się do radioterapii a w tych wielkich szpitalach odmawiają?
Dla mnie ta choroba jest zupełnie obca, ja się nie znam. Wiem, że jest nieuleczalna i nie ma ratunku, ale czy nie można powtórzyć za jakiś czas tych naświetlań?
Lekarz prowadzący mówił jeszcze o wszczepieniu stentu żeby ułatwić oddychanie.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum