Mam 50 lat, od 2 lat krwotoczne miesiączki, od kilku miesięcy plamienia międzymiesiączkowe.
Podczas którejś z kolei prywatnej wizyty, w trakcie dopochwowego badania USG lekarz ginekolog dopatrzył się podejrzanego mięśniaka.
W karcie zapisał tylko: "w obrębie jamy i cieśni mięśniak o średnicy 3,6cm (?)"
Zalecił amputację macicy z szyjką i przydatkami.
Nadmieniam, że lekarz ma specjalizację ginekolog-endokrynolog i jest docentem na lokalnym uniwersytecie medycznym, cieszy się znakomitą renomą i pracuje na bardzo nowoczesnym sprzęcie.
Cztery dni później udałam się do przychodni przyszpitalnej onkologicznej szpitala ginekologicznego (na NFZ).
Tamtejszy lekarz wykonał USG dopochwowe, zamruczał tylko coś o "zwapniałym echu", po czym powiedział "operacja" i spytał, czy się zgadzam, czy nie zgadzam.
Powiedziałam, że się nie zgadzam i domagam się dokładnego rozpoznania.
Odpowiedział, że w takim przypadku muszę znaleźć sobie innego lekarza.
Proszę o informację, gdzie powinnam się udać, aby uzyskać dokładne rozpoznanie.
Nie życzę sobie profilaktycznego wypatroszenia. Chcę najpierw wiedzieć, czy mam nowotwór złośliwy, czy nie.
Obecnie jest wiele metod leczenia mięśniaków (objawowych i nieobjawowych) i usuwanie macicy z przydatkami jest ostatecznością.
W takiej sytuacji masz prawo poprosić o dodatkową opinię innego lekarza.
W diagnostyce pomocne są takie badania jak : p/v USG, rezonans magnetyczny, (z inwazyjnych metod) histeroskopia, laparoskopia zwiadowcza..
Mięśniaki są zmianami łagodnymi - jednak zawsze należy wziąć pod uwagę postać mięsaka czyli bardzo rzadką odmianę mięśniaka.
Iwono, mięśniaki mają to do siebie, że w większości przypadków w okresie okołomenopeuzalnym zmniejszają się samoistnie, a nawet całkowicie zanikają, dlatego lekarze nie zalecają operacji o ile nie ma męczących krwawień. W Twoim przypadku dwóch lekarzy zaleca operację, doradzałabym Tobie dokładne przemyślenie ich sugestii, możesz udać się po opinię do trzeciego lekarza najlepiej ginekologa-onkologa i posłuchać co ma do powiedzenia. Tak naprawdę z czym mamy do czynienia wiadomo dopiero po przeprowadzeniu badań histopatologicznych, dobry lekarz pracujący na dobrym sprzęcie widzi wiele, ale każdy z nich jest wstrzemiężliwy i nie da stu procentowej odpowiedzi.
Jestem po takim zabiegu " wypatroszenia " jak go nazywasz, wyhodowałam sobie w ciągu roku dużego mięśniaka 6cm, nie krwawiłam, bardzo bolał mnie dolny odcinek pleców co kładłam na karb dyskopatii w części lędżwiowej kręgosłupa, po operacji dolegliwości minęły, jestem zadowolona , czuję się doskonale, mam pewność, że nie zachoruję na raka trzonu macicy ( tak jak moja mama ), ani na raka jajnika , to są plusy, minus to kiepskie samopoczucie po zabiegu, trwa to około miesiąca.
Dziękuję za wsparcie duchowe. Też uważam, że amputacja "wszystkiego" to ostateczność, ale - jak na razie - napotykam ginekologów, którzy postępują sztampowo. Panowie doktorzy, o których pisałam, to już trzeci i czwarty, którzy chcą mi wszystko wyrzucić. A pierwszy i drugi, o których w poprzednim poście nie wspomniałam, nawet nie zaobserwowali nic podejrzanego na swoich monitorkach! Ot, mięśniak i tyle. I od razu skierowanie na histerektomię chcieli wypisywać.
Jestem umówiona w czwartek na prywatną wizytę do ginekologa - onkologa, który pracuje w szpitalu onkologicznym i w Wielkopolskim Centrum Diagnostyki i Profilaktyki Nowotworów. Zobaczymy, co powie.
[ Dodano: 2015-03-30, 15:55 ]
Miałaś szczęście. Moja mama po histerektomii w wieku 45 lat (z powodu mięśniaków) - nie od razu, ale jakiś czas później - zaczęła cierpieć na nietrzymanie moczu z nagłego parcia. A mama mojej koleżanki wracała kilkakrotnie do szpitala na podwieszanie, bo ciągle jej coś wypadało. Są przypadki jeszcze gorszych konsekwencji; ich opisy bez trudu można znaleźć na forach poświęconych mięśniakom. Dlatego postanowiłam nie dać sobie amputować macicy z przydatkami z powodu małego, łagodnego guza. Boję się, że "profilaktycznie" usuną mi nie tylko przydatki i macicę z kawałkiem pochwy (bo tak się robi), ale jeszcze węzły chłonne. Jeśli guz okaże się złośliwy, to co innego. Ale najpierw rozpoznanie, później operacja, nie odwrotnie.
Wiem, że na krwawienia są sposoby, nie musi to być od razu amputacja. Nie znoszę, kiedy nie daje mi się wyboru.
Bardzo dobrze, ze jedziesz na wizytę do ginekologa-onkologa.
Myślę, że zlecone usunięcie mięśniaka w przypadku gdy krwawisz mocniej i masz krwawienia pomiędzy miesiączkami jest zupełnie zasadne. Można zrezygnować z usunięcia w przypadku gdy ich tempo wzrostu nie jest duże i wtedy gdy nie są dla nas niebezpieczne.
Można usunąć mięśniaka laparoskopowo. Ale to też jest decyzja lekarza-może poyzja lekarza po zapoznaniu się ze wszystkimi wynikami badań.
Mięśniak w ciągu 4 lat urósł jakieś 1,5, może 2 cm. To dużo?
Laparoskopia w moim przypadku nie będzie brana pod uwagę. Usłyszałam to od wszystkich lekarzy, z którymi się konsultowałam.
Morfologię robiłam pod koniec stycznia; mam w porządku.
Mięśniak w ciągu 4 lat urósł jakieś 1,5, może 2 cm. To dużo?
Nie.
Generalnie mięśniaki rosną wolno - jednak nie wszystkie. Widziałam u pacjentki mięśniaka wielkości główki noworodka -"wyhodowanego" w ciągu 10 lat.
Iwono, moja histerektomia bez nieprzyjemnych konsekwencji to nie wynik szczęścia, to wynik wyboru operatora- wirtuoza. Miałam świadomość czym może się skończyć taki zabieg i wybrałam, bo miałam taką możliwość najlepszego z najlepszych. Nie myśl pesymistycznie, zdecydowana większość takich zabiegów ma szczęśliwe zakończenia, te mniej szczęśliwe to naprawdę pojedyńcze przypadki . Wybierz po prostu dobrego lekarza i zaufaj mu.
Bede brutalna - po co Ci macica w tym wieku? Ja mialam tak samo - krwawienia, miesniaki. "Wozilam sie" z tym ponad 3 lata. Mialam 3 abrazje - zadna niczego podejrzanego nie pokazala. Lekarka w przychodni byla za dalsza obserwacja, "szpitalnicy" za operacja. W koncu sie zdecydowalam, po tygodniu okazalo sie, ze to byl rak i to dosyc grozny - jasnokomorkowy, G3, ktory juz zezarl ponad polowe miesniowki macicy. Mialam radioterapie. To bylo 7,5 roku temu, wszyscy mowia, ze mialam farta... Kolezanka w analogicznej sytuacji miala go mniej, bo rak zdazyl wylezc na szyjke, a potem jeszcze do kosci... Bez operacji nikt nie stwierdzi na 100 procent, co w tej Twojej macicy sie dzieje. Oczywiscie, ze to zadna przyjemnosc i mysle, ze gdybym wtedy wiedziala, jak to wyglada, to bym sie pewnie nie zdecydowala. Na szczescie - nie wiedzialam.
Klaro, gratuluję Ci pokonania jasnokomórkowca. Na taką walkę też jestem przygotowana psychicznie; przynajmniej tak mi się teraz wydaje. Oswoiłam się już z myślą o długotrwałym leczeniu onkologicznym, a nawet o śmierci. Rozważam wszelkie możliwe scenariusze.
Już Ci mówię, po co mi macica "w tym wieku". Skrótowo rzecz ujmując, macica to spory mięsień oddzielający pęcherz moczowy od końcowego odcinka jelita grubego.
Podczas amputacji przecina się powięzi podtrzymujące nie tylko macicę, ale i inne narządy miednicy mniejszej. Przecina się naczynia krwionośne doprowadzające krew do miednicy mniejszej i nerwy stanowiące część unerwienia miednicy mniejszej. W związku z tym narządy miednicy mniejszej są gorzej podtrzymywane, gorzej ukrwione i gorzej unerwione, ze wszystkimi możliwymi tego konsekwencjami (kłopoty z pęcherzem, wypadaniem pochwy, kompresją kręgosłupa). Nie wspominam o zwykłych powikłaniach mogących towarzyszyć operacji przezbrzusznej, i paskudnej bliźnie. Może i jestem stara, ale jestem aktywna fizycznie, a do przepracowania przed emeryturą mam jeszcze ponad 12 lat. Muszę pomagać finansowo ojcu i dzieciom brata. Nie stać mnie na sprzątaczkę, kucharkę i ogrodnika. Jeśli to możliwe, muszę być w pełni sprawna tak długo, jak długo się da. Takie są moje motywy.
Poza tym - skąd ta pewność, że akurat u mnie bez operacji nie da się postawić diagnozy. Przeczytałam sporo prac naukowych w różnych językach i z moich lektur wynika, że taka możliwość jest; trzeba tylko chcieć z niej skorzystać.
Dzieki za gratulacje. Niestety, prawda jest taka, ze do konca zycia nie ma pewnosci, ze to bydle gdzies sie nie czai... No, ale co zrobic. Masz racje z tymi konsekwencjami pooperacyjnymi, ale to nie musi tak wygladac. Znam sporo osob, ktore ja mialy i jesli nie bylo dalszych niespodzianek w postaci raka i koniecznosci leczenia onkologicznego, to funkcjonuja calkiem niezle. Ale w Twojej sytuacji musisz wybrac, co gorsze - ryzyko powiklan, ale za to pewnosc, ze jest ok (a w tym gorszym wariancie - odpukac! - wczesniejsze leczenie) albo ciagla niepewnosc i ryzyko podhodowania bydlaka do bardziej zaawansowanej postaci. Oczywiscie, jesli masz mozliwosc pewnej diagnozy bez krojenia brzucha, to ja wykorzystaj. Ja po swoich doswiadczeniach jestem sceptyczna, ale to bylo prawie 8 lat temu, medycyna idzie - mam nadzieje! - naprzod... Poza tym - to Twoj brzuch i Twoje zycie. Mnie tylko przerazilo podobienstwo sytuacji - ten sam wiek i objawy... Ale wcale nie musi tak byc. Trzymaj sie!
Trzymam się. Słusznie prawisz, Klaro - bydlak może zaczaić się wszędzie. A ja mam jeszcze tętniaka w mózgu i masę pomniejszych, ale dokuczliwych dolegliwości. Co daję radę, to ogarniam sama, bo niektórzy lekarze leczyli mnie tak, żeby leczyć, ale niekoniecznie wyleczyć. Ciągle się dokształcam i nie zaniedbuję badań kontrolnych.
Napotkałam w życiu paru chirurgów, którzy nigdy nie powinni brać do ręki skalpela, i moje obawy biorą się również stąd. Ale nawet świetny fachowiec może mieć gorszy dzień. I to może być właśnie ten dzień.
Bardzo mi zależy na tym rozpoznaniu. Wiem, że są w Polsce również bardzo dobrzy lekarze z powołaniem i empatią, ale gdzie ich znaleźć? Może pojechać do Lublina? Bo do Osaki trochę daleko...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum