1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22
2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.
|
|
Autor |
Wiadomość |
Temat: Nowotwór trzustki - prośba o interpretacje wyniku TK. |
maciek8791
Odpowiedzi: 12
Wyświetleń: 6517
|
Dział: Nowotwory przewodu pokarmowego Wysłany: 2018-01-07, 00:39 Temat: Nowotwór trzustki - prośba o interpretacje wyniku TK. |
Witam piszecie o biopsji, że dopóki nie ma histopat to nie ma raka, w naszym przypadku w ogóle nie była potrzebna po badaniu obrazowym. Profesor który operował moją mamę powiedział nawet że biopsja jest niewiele warta bo cytuję "kłuje na oślep , część guza może być złośliwa a częśc nie, i mogę trafić w zdrową tkankę i co - wyjdzie mi że nie ma raka". Myślę że marker byłby ważnym wskazaniem. A ostateczna diagnoza wychodzi dopiero po wycięciu guza. |
Temat: Rak trzustkki |
maciek8791
Odpowiedzi: 58
Wyświetleń: 19513
|
Dział: Nowotwory przewodu pokarmowego Wysłany: 2017-10-07, 13:46 Temat: Rak trzustkki |
karalajna napisał/a: | Boże bardzo mi przykro. Codziennie wchodziłam na Twój post, czekając na lepsze wieści o Twojej Mamie. Nie ma wątpliwości, że operacja się nie udała i to jest chyba odpowiedź na pytanie, co się stało. Zrobiłeś wszystko, co było można. |
Dziękuje wszystkim za ciepłe słowa. Niestety ta sytuacja jest po prostu totalnie ponad moje siły, byliśmy z mamą bardzo blisko, bardzo źle się czują też moje dzieci (6 i 3 lata). Starszy syn napisał list-laurkę do babci który włożyliśmy do trumny. Napisał "bardzo Cię kochałem babciu chciałbym się jeszcze z Tobą pobawić i mam nadzieję że jest ci teraz fajnie". Na górze narysował babcie w okularach na dole swoją buźkę i strzałkę, że idzie do góry do babci. Wymyślił też że chciałby napisac list do świętego mikołaja że bardzo kocha babcie i żeby ten list mu dać, to on zawiezie ten list babci do nieba.Po prostu serce mi pękło jak to wszystko powiedział i narysował nie wiem jak mam dzieciom wytłumaczyć taką tragedię , starszy co rano ma mokre oczy bo myśli o babci, młodszy też już pyta "Dlaczego nie ma babusi która dawała mi zawsze gumeczki?"
Z mamą przeżyliśmy wiele lat pod jednym dachem (ostatnie 8 lat ja z żoną na górze domu z dziećmi, ona mieszkała na dole i nam pomagała). Mieliśmy osobne wejścia, mama się nie wtrącała ale jak prosiliśmy zawsze pomagała, wnuczki były jej oczkiem w głowie, żona powiedziała mi kiedyś że woli z nią przebywać niż z własną mamą ale w tym roku na działce obok zbudowałem dla niej dom bo na górze robiło się już ciasno. Chociaż tak strasznie się cieszyła z tego domu i ze wszystkiego co tam sobie powybierała, to zabrakło jej raptem miesiąca żeby się wprowadzić, bo zabił ją rak - wszystko tam jest praktycznie gotowe! Nie wiem co z tym domem teraz zrobić jak tam wczoraj wszedłem i zobaczyłem to wszystko co to myślałem że mnie stamtąd wyniosą, przed samą operacją wybierałem z nią jeszcze jakieś detale kontakty itp. ona miała w tym roku wigilię tam robić...
Zamiast tego dostała na 67 urodziny raka z najgorszymi rokowaniami i jeszcze operacja której rzekomo ten szpital robi 250 rocznie akurat im tym razem nie wyszła i zmarła później na oiomie...Życie jest podłe robi mi się po prostu niedobrze jak o tym wszystkim myślę...
Najgorsze, że dzień wcześniej była totalna poprawa poprosiła o kosmetyki, gazety, nie miała już respiratora. To była sobota myślałem że odlece ze szczęścia zostawiłem jej na nosie okulary i obok gazety, kazałem jej żeby się szykowała do wyjścia na górę na normalny oddział... Następnego dnia w niedziele rano zabrałem dzieci do kina na ninjago, bo ostatnio nie miały taty bo tylko szpital i szpital, w trakcie seansu dostałem telefon z oiom że zmarła i wyszliśmy. Jak odbierałem jej rzeczy to te okulary były całe połamane i porysowane na szkłach, gazeta porwana, nie chcę myśleć co tam się działo... Z tego co wiem to wysiadło serce a potem oddech.. Pamiętam że jak wychodziłęm to pomimo że nie miała już resp ani morfiny i wszystko szło dobrze to ciągle nie było przepływu w tętnicy wątrobowej i powiedzieli, że bardzo mocno zwiększają teraz leki rozpuszczające krew żeby rozpuściły się te zakrzepy... może coś się odczepiło i powędrowało do serca, nie wiem...Tłumaczenie profesora po operacji było takie : "był to twardy guz i takie guzy tworzą zwykle własne naczynia krwionośne i jak przecięliśmy to wszystko się posypało". Nie polecam niestety Łodzi jeśli chodzi o chirurgię, trzymajcie się z daleka od tego miasta, mogłem mamę zawieźć do Katowic albo do Warszawy, ale mieliśmy szybko termin a tłumaczyli nam że "czas jest ważny trzeba szybko wycinać bo to daje szybko przerzuty" a oni przecież tyle tych operacji robią i to jedyna szansa na wyleczenie...
Nie ma to wszystko już znaczenia w tej chwili żadnego, myślałem że jestem bardziej zahartowany bo w 2013 pochowałem ojca ale jak pomyśle o tym jak musiałem parę dni temu zawieźć do skrzydlewskiej dla mamy sukienkę buty wybrać biżuterię itp. to po prostu zastanawiam się czy to nie jest po prostu jakiś zły sen i że może mnie ktoś z tego złego snu obudzi?
Dziękuje Wam jeszcze raz za wsparcie. Droga naszej ukochanej mamy i babci dobiegła końca i nic nam jej nie zastąpi, może Wam i Waszym bliskim ta walka lepiej się ułoży i nie skończy taką tragedią, życzę Wam tego z całego serca...Mnie zostało tylko udawanie że ona nadal tam jest na dole , jak tam schodzę do jej części domu to wszędzie czuje jej zapach, stoją jej rzeczy i mogę sobie wyobrażać, że jest w pokoju obok albo śpi w swojej sypialni... |
|
|