1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22
2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.
|
|
Autor |
Wiadomość |
Temat: Rak piersi: Po 4 latach przerzut z sutka na wątrobę |
kai
Odpowiedzi: 24
Wyświetleń: 21478
|
Dział: Nowotwory piersi i ginekologiczne Wysłany: 2010-07-21, 11:17 Temat: Rak piersi: Po 4 latach przerzut z sutka na wątrobę |
Kochani dziękuję wam wszystkim..
Erevain21, mój tok myślenia idzie tą samą ścieżką , ja brnę jeszcze do obrony..bo nie mogłam się doczekać aż spełnię po części jej marzenie,każdorazowe życzenie gwiazdkowe.. ale co potem ?
mietek-tech , mogę teraz powiedzieć tak jak to codzień mówił mój Aniołek "ja to mam jeszcze dobrze,inni mają gorzej.." żona ma szczęście ,że trafiła na osobę której nie jest to obce.Podziwiam i siły nie muszę życzyć bo miłość do tej osoby produkuje ją sama.
Gosiaczku nie można rozpaczać nad tym co było,u nas też nie było nigdy idealnie,jak w każdej relacji,ważne jest to co robisz teraz i tym w najcięższym momencie w życiu dla mamy pokazujesz bez słów wszystko,Twoja mama to widzi i uwierz mi na pewno nie może wyjść z podziwu. Płaczę gdy tylko o tym myślę..pamiętam jak codziennie mamusia zamykała się w pokoju na parę godzin na swoje rozmowy telefoniczne z rodziną przyjaciółkami i.. codziennie za każdym razem cichutko tak bym nie słyszała..chwaliła mnie płacząc i obwiniając się, że robi mi krzywdę......nie mogła wyjść z podziwu ,że tak wszystko załatwiam, że nie znała mnie nigdy takiej i tak codziennie bardzo dużo padało takich dla mnie wtedy - miłych ,ale i ciężkich słów - bo rozpadałam się po tym tylko a nie wzmacniałam.
Ale najbardziej zapamiętam ten jeden dzień......nie zapomnę do końca życia...tego co miała w oczach i tego ,że ja też mogłam dać upust emocjom. Przyjechał do mnie mój chłopak ,tak się składa ,że w styczniu wyprowadził się do W-wy ,mieliśmy wyprowadzać się razem, ale wtedy przyszedł wynik.. Podszedł do mojej mamy ścisnął jej obie dłonie,ucałował..coś mówił..nie wiem co..gdy moja mamusia się położyła ,rozpłakała się..tak strasznie.....,że widok tych bezradnych oczu nie daje mi pogodzić się z tym.. ,rozpłakała się przy słowach "Gdyby nie Kasia,to ja..ja bym już chyba...nie żyła,nie dałabym rady" ..weszłam wtedy do pokoju..rzuciłam się na łóżko i krzyknęłam mamuś gdyby nie Ty to ja nie miałabym po co żyć gdyby nie było Ciebie w moim życiu,Kocham Cię i dla Ciebie tylko żyję.. Kocham to wspomnienie..nie za słowa pochwały,ten moment..był najpiękniejszym momentem choć było ich mnóstwo..ten w takiej chwili..był najpiękniejszym moementem w moim życiu,najszczerszym,najbliższym,tak smutnym jednocześnie i pełnym miłości,bezradności,wiary,nadziei...wyrażenia wszystkiego w naszej wspólnej drodze dotychczasowego życia..
Gosiaczku wiem jak straszne są takie chwile,gdy mama porusza się na łóżku,w okół wszyscy zdrowi,kobiety w wieku mamy tętniące witalnością a Twojej tego nie dano. Moja mamusia nigdy nie narzekała..dlaczego akurat ją to spotkało,ale były takie chwile gdzie bez słów to wyrażała,kładła się na moim ramieniu w przychodni,trzymała za rękę,często wyrażała przez gesty ,że potrzebuje mnie,że jest jej źle,po schodach nie dałaby rady wejść też sama,miałyśmy opatentowane na to sposoby:) I wiesz co, miałam w nosie patrzących się ludzi,to cholernie smutne, ale patrzyłam się na nich w głębi myśląc "Tak patrzcie to moja silna mama, to mój wojownik!!!Podziwiajcie ją i uczcie się sami"
Gosiu, nie, nie mam nikogo. Po 4 letnim związku w momencie odejścia mamusi,nie było go,na pogrzebie..przed.. choć chciał ja wyjechałam w swoją stronę i jeśli będzie tylko chciał wie gdzie jestem,chciałam wszystko poświęcić ,ale jeśli nie było go w takiej chwili czego mogę się później spodziewać.
Więc powiem Ci Gosiu ! Dałabyś radę i bez niego,choć bardzo się cieszę ,że masz taką osobę na którą możesz liczyć, ja też nie wyobrażałam sobie co będzie,powiedziałam sobie,że będę żyła dalej jeśli coś się stanie mamusi dla niego i przeżyję to dzięki niemu - żyję,przeżyłam,daję radę - bez niego,zobaczyłam ,że najważniejsza była mama i żyję teraz dla niej nie dla kogoś jeszcze innego. Jesteś bardzo silna i siłę przynosi Ci miłość do mamusi dlatego uwierz mi - do tego nie trzeba nic więcej.
Nie żałuj,nie rozpamiętuj, rób tak byś nie miała sobie nic do zarzucenia teraz- gdy ona Ciebie potrzebuje,podziwiam Cię niesamowicie czytając Cię,masz na głowie jeszcze cały dom dlatego cieszę się ,że masz u kogo się wypłakać,podzielić, wiem jak dużo to daje..
Gosiu,ciesz się mamusią..walcz i po prostu bądź z nią.
Ja obcięłabym sobie teraz ręce i nogi za JEDNĄ,jedyną minutę tylko przy niej,obojętnie jaką...byłyśmy ze sobą całe życie przez 24h na dobę..a teraz nie mogę mieć choć paru sekund,jednej minutki,jednej chwili |
Temat: Rak piersi: Po 4 latach przerzut z sutka na wątrobę |
kai
Odpowiedzi: 24
Wyświetleń: 21478
|
Dział: Nowotwory piersi i ginekologiczne Wysłany: 2010-07-19, 23:12 Temat: Rak piersi: Po 4 latach przerzut z sutka na wątrobę |
Dziękuję wam bardzo..chociaż nie dociera do mnie ,że rzeczywiście wyrazy współczucia kierowane są do mnie.......jestem tu prawie codziennie ..szukając wciąż czegoś..jakbym zatrzymała się w czasie...wciąż dopatruję się tu nadziei
Gosiaczku czytam waszą historięi bardzo mocno jestem z Tobą myślami bo wiem co przechodzisz, również byłam sama z mamą. Nie poddawaj się i ciesz.. każdą najzwyklejszą chwilą, której Ci teraz zazdroszczę choć dla mnie były one męką bo nie potrafiłam bez łez patrzeć w ostatnim miesiącu na mamę choć przebywałam z nią całe dnie i noce,serce chyba już coś przeczuwało Trzymaj się mocno kochana.
Chciałam napisać jedną rzecz. Jak niegodne jest to, że nawet po zakończonej walce,ukochana osoba odchodzi ubrana w chorobie.. moja mamusia miała od tygodnia wodobrzusze..tak też została pochowana..śniada cera po chemii..została jej już na zawsze tamtego dnia.. aż w końcu ta cholerna peruka, której nie nawidziłam, miała je 2.. tą sprzed 4 lat i aktualną.. dwie zabrała ze sobą...dla mnei mama to już mama bez włosków - mój cybordżek, który tak dzielnie z uśmiechem na ustach siedział u fryzjera gdy odbierano mu znów to co odrodziło się po walce..pewną gwarancję i dowód zdrowia.. dla niej to nie miało znaczenia,pragnęła jedynie wygrać,nie lubiła się bez włosów choć my zachwycaliśmy się jej urodą i kochaliśmy ją jeszcze bardziej gdy to jej wielkie brązowe oczy skupiały na sobie największą uwagę, a tam leżała taka....... to nie była ona,dlatego też nie przeżyłam tak tego dnia,byłam chyba w dziwnym przekonaniu ,że chowamy raka,wygrałyśmy walkę a chowamy tego cholernego raka i zostajemy już zdrowe razem. Dotąd nie wiem czy jestem głupia,czy powinnam sięgnąć po rozum do głowy,czy w ogóle go jeszcze mam, ale dla mnie nic się nie stało bo jeśli się kogoś TAK BARDZO KOCHA.. to śmierć nie zaciera nawet w najmniejszym stopniu tej więzi i nie ukazuje się granica między życiem a śmiercią,ona ze mną jest,jest w moim życiu,jest ze mną i ani mi się śni, że to wszystko to tylko wspomnienia bo nie wyobrażam sobie bez niej życia,nie chcę słyszeć o czymś takim jak "wspomnienia" .Mam mamę. Pogrzeb,kondolencje, wszystko traktuję jak fantazję,iluzję,wyobrażenia.. tak mi jest też dobrze.. czy można żyć dalej ? Moim zdaniem tak : przez rok ? Dla mnie życie nie ma sensu jeśli moja mama pewnego dnia,moje dni z mamą,obiady,rozmowy,kłótnie,oglądanie filmów,sprzątanie,wyjazdy,porady,starania,.. staną się wspomnieniem !
[ Dodano: 2010-07-20, 00:46 ]
Jeśli mogę dopiszę jeszcze coś..bo gdzie indziej mogę to napisać?
Po "odejściu" mamusi, wyprowadziłam się 300 km od domu,wracam z powrotem tu na studia,mieszkanie moje i mamy wynajęłam.. Jestem tu i powiem wam,zupełnie nie mogę się odnaleźć,to życie to już nie jest normalne życie,każdy tu jest szczęśliwy,beztroski,zabiegany,żyje normalnie,wykonuje normalne czynności a przede wszystkim po prostu żyje..
Gdy tylko wracam do rodzinnego miasta odwiedzając Panią onkolog,nosząc różową wstęgę na łańcuszku,odwiedzając hospicjum w którym nikogo nigdy nie miałam i nie mam..zaglądając tu na forum.. wtedy czuję się u siebie,czuję się w normalnym życiu,czuję się jak w domu,czuję się normalnie i dobrze..spokojnie i we właściwym miejscu.
Czuję się źle w życiu w którym każdy żyje pełnią sił,w życiu które toczy się normalnie,wszystko to wydaje mi się tak puste...tak nie na miejscu i tak powierzchowne. Nie mogę patrzeć na ludzi robiących zakupy,wychodzących z psami,mimo ,że robię dokładnie to samo.. i to nie dlatego ,że mojej mamy nie ma. A dlatego ,że pełnia życia,wartości i człowieczeństwa żyje dla mnie w ludziach zmagających się z chorobą onkologiczną,w ich rodzinach, instytucjach,szpitalach, wszędzie tam gdzie życie to nie tylko to co się toczy teraz a życie to coś niesamowitego jeśli trwa wciąż następnego dnia..
Przywiozłam tu nasze teczki z papierami..moją tonę artykułów dla mamy,książki,diety,adresy,korespondencję kliniczną.. i codziennie to wertuję.. coś znajduję,coś dokładam coś dopisuję,coś wyrzucam. Byłam zła na brata gdy wyrzucił leki mamy.
Czuję się z tym wszystkim dobrze,choć wiem ,że dla zwykłęgo widza może to wyglądać na nienormalne, ale ja chcę jeszcze więcej.. bo nie umiem żyć na takim świecie do którego teraz należę jako zdrowa niezależna osoba która musi je przeżyć bo jest jej to teraz dane. |
Temat: Rak piersi: Po 4 latach przerzut z sutka na wątrobę |
kai
Odpowiedzi: 24
Wyświetleń: 21478
|
Dział: Nowotwory piersi i ginekologiczne Wysłany: 2010-07-19, 16:59 Temat: Rak piersi: Po 4 latach przerzut z sutka na wątrobę |
Ancillo, nie świadomie nawet napisałam w Twoim wątku.
No właśnie..wypadało by zakończyć jakoś ten jakże krótki "wątek":(
Wznowę po 4 latach wykryto 15.01.2010 r. , 9.05.2010 mój najdroższy Aniołeczek,przykładna,silna,zawsze samodzielna uśmiechnięta i złota mama,prawdziwy cybordżek podczas walki. Odeszła. Po 3,5 m-c.
Jak mówili lekarze niesamowita kobieta z wielką klasą,godnością i pokorą znosiła chorobę,zawsze skromna. Przez te 3 miesiące z wyrokiem na karcie życia mówiła "Ja to mam dobrze,inni to dopiero mają gorzej.." (patrząc ,że ktoś np. złamał w dodatku rękę..)
Mamusia... odeszła niespodziewanie ;( W kwietniu 2 krotnie nie dostała już chemii z uwagi na złe wyniki biochemii,ast,alt,bilirubina,alp. Czuła się świetnie! Poza brakiem sił fizycznych,bezsennością, aniołeczek mój był ciągle rozpromieniony i tryskał energią.
Mamusia brała doxorubicynę i jeszcze coś czego już teraz nie jestem w stanie sobie przypomnieć,miało to umożliwić dalszą chemię.
8.05.2010 mamusia raptownie opadła z sił, 2 wspólne wizyty w łazience pokazały krew wydobywającą się wraz z kałem.. natychmiast zadzwoniłam po pomoc. Już godzinę później u mamusi pojawił się okropny ból,w szpitalu zrobiono gastroskopię,krzyczała z bólu przez 2 h od przyjęcia do szpitala !:( Zadzwoniłam do naszej kochanej pani onkolog,która nastawiła mnie, że wątroba po prostu się już rozpada...ale trzeba być dobrej myśli. Nic tego nie zapowiadało:( Okazało się,że w wyniku skutków ubocznych doxorubicyny powstał wrzód na żołądku ... którego nastrzyknięto i miało być wszystko dobrze..Wieczorkiem mamusia dostała morfinę,tramal, ucałowałam ją,żartowała jeszcze,była wymęczona całym popołudniem, ale szczęśliwa nawet powiedziala na dobranoc.."jestem w szpitalu więc będzie już chyba dobrze?:) " Wróciłam do domu spokojna..widziałam uśmiechniętą mamę,w końcu odsypiającą długie tygodnie bezsenności..rano o 7 byłam już przy niej. Spała. Czekałam na całą rodzinę,która miała przyjechać. Trzymałam ją całyczas za rączkę nie chcąc budzić,całowałam,płakałam ze szczęścia ,że tak twardo śpi. Przez ten czas może z 3 razy wyszłam na kawę,papierosa.. O 6 rano mówiła lekarce,że czuje się wspaniale z wielkim uśmiechem na ustach..
Ok godziny 10.30 śpiąc wzięła 3 głębsze wdechy..otworzyła oczka,popłynęła jej łza..oddychała jeszcze 30 minut....
Przytulałam ją,krzyczałam,patrzyła na mnie bez słowa...oddychając..podobno wtedy jej już nie było..za co wyzwałam lekarza bo myślałam, że kpi....całowałam jeszcze następne 2 godziny..
Mijają 2 miesiące - a ja wciąż nie wierzę i nie widzę tego co się stało,mimo tego ,że odeszła trzymając mnie za rękę,nie dostrzegam granicy pomiędzy życiem a śmiercią.. nie dochodzi to do mnie,kocham ją nad życie w którym jestem teraz sama i nie potrafię zrozumieć tego,że w ciągu 3 miesięcy życie zabralo mi zdrową,pełną sił,pracującą,czekającą jeszcze na całe życie moje i brata,na wnuki,na nasze śluby, naszą najkochańszą mamę.
Przepraszam za tak długą wiadomość..ktora dla mnie i tak jest niesamowicie krótka bo słów,pytań,stwierdzen,myśli, mam jeszcze wiele..wciąż tyle samo i wciąż jestem na tym forum czytając..ciesząc się z nadziei,wciąż mam nadzieję...
Dla mnie ta historia nie ma końca,trwa dalej.. czasem uświadamiam sobie ,że chyba już nie..ale wtedy jest za ciężko by zostawić tą myśl na stałe. Brat mojej mamusi,przyjechał do szpitala z całą rodziną zaraz po tym..zastał mnie i mamę której już nie było - sam ma wyrok,taki sam jak mama, to on trzyma mnie jeszcze w nadziei.
aga.s życzę Wam tego w co wierzyłam i dalej wierzę ja..
Nadzieja rzeczywiście umiera ostatnia. |
Temat: Rak piersi: Po 4 latach przerzut z sutka na wątrobę |
kai
Odpowiedzi: 24
Wyświetleń: 21478
|
Dział: Nowotwory piersi i ginekologiczne Wysłany: 2010-03-11, 11:30 Temat: Rak piersi: Po 4 latach przerzut z sutka na wątrobę |
Jutro chemia,bardzo proszę o jakąś opinię. |
Temat: Rak piersi: Po 4 latach przerzut z sutka na wątrobę |
kai
Odpowiedzi: 24
Wyświetleń: 21478
|
Dział: Nowotwory piersi i ginekologiczne Wysłany: 2010-03-09, 14:11 Temat: Rak piersi: Po 4 latach przerzut z sutka na wątrobę |
Łukaszu-dziękuję Ci bardzo,oczywiście zamieszczam wszystkie dotychczasowe badania i przebieg leczenia.
Dodaję pierw 3 najważniejsze badania obrazujące pierwotny nowotwór z przed 4 lat.Przepraszam, ale nie mam w tej chwili innego sprzętu do zdjęć więc mogą być nie wyraźne.Badania krwi ostatnie-morfologia raz cała w normie raz skacze, ale zazwyczaj utrzymuje się dobrze,krew jest robiona co tydzień.Jestem z woj. Warmińsko-Mazurskiego..leczenie odbywa się w Olsztynie.Całą rodzinę mamy w Gdańsku i Płocku więc tam też nie będzie problemu z leczeniem. Proszę bardzo:
Jeśli zdjęcia są bardzo nieczytelne mogę jutro pożyczyć coś lepszego i je zamienić.Tak jak widać są pewne "odchylenia" w RTG,badaniu echokardiograficznym i scyntygrafii(tutaj akurat powodem jest nie wyrwany ząb..którego boją się teraz ruszać by nie doszło do infekcji przy podawanej chemii) Onkolog powiedziała,że wszystko jest ok?
Poza tym od ostatniej wizyty w piątek męczy mnie to co powiedziała dr -zadałam pytanie kiedy będzie następna tomografia by zobaczyć czy rak nie naciekł już dalej-odpowiedziała, że dopiero po zakończonym leczeniu-czyli może to być za wiele m-cy,bo jeśli nawet się przerzucił to bez znaczenia bo leczenie jest jedno. Nie rozumiem tego- jeśli przerzucił się np. na miejsce operacyjne tak jak np. pierś -można póki będzie to wczesne stadium operować,tak samo z kośćmi -radioterapia- czy powinnam nalegać na TK teraz?
Następna sprawa to chemia,którą dopiero w ten piątek podadzą mamie w pełnej dawce.Przy pierwszej wizycie przy wyniku ASPAT 200 ,onkolog powiedziała, że pełna dawka jest nie możliwa do podania bo nastąpił by od razu zgon,teraz ASPAT waha się od 350-450,przez ten tydzień na pewno nie spadł więcej niż 50-dopiero w tym tygodniu nastąpił tak wysoki spadek z 450 do 400,wcześniej spadał po 10-15 tygodniowo bez chemii,więc wątpię by spadł więcej niż 50,nawet jeśli będzie to 100 to ASPAT dalej będzie wynosił 300 ,zaś dr chce i tak podać pełną dawkę czerwonej - to teraz nie grozi to zgonem,gdy groziło przy 200!?!? ? Błagam powiedzcie mi co tu się dzieje..
Najbliższą następną konsultację w innym województwie będę miała dopiero za 2 tyg. ,teraz jestem w stałym kontakcie jedynie z lekarzem rodzinnym.Czekamy na odpowiedź w sprawie termoablacji,gdy odezwą się będziemy uderzać do Bydgoszczy na stałe konsultacje bądź przejęcie leczenia.
Mama dziś strasznie się osłabiła,pomimo tego ,że nie dostała chemii od 1,5 tyg.Boję się wizyty w piątek i pełnej dawki chemii.
Dziękuję z góry za jakąkolwiek opinię!
kerika- wiedząc, że inni tak jak Ty nie mają już szansy by cokolwiek zrobić..stracili już kogoś,nie mieli nawet czasu na nic..dziękuję za to ,że mam tą szansę..jest beznadziejnie ,ale najważniejsze ,że "jest" w ogóle..Dziękuję bardzo-dawno nikt nie powiedział ,że trzyma kciuki za całkowitą remisję i cud,tylko za to ,żeby jakoś to było..Uśmiechnęłam się szeroko dzięki temu!Poza tym co tu mówić..podziwiam Cię..,że żyjesz dalej i jesteś na pewno niezwykle silną osobą..mi pomaga fakt ,że jeśli chcą mi odebrać mamę to na pewno w nagrodę dla niej by nie męczyć się na tym mechanicznym świecie,dużo czytam o OOBE,podróżach poza ciało,Roberta Monroe,wiem ,ze tam jest wspaniale i to gdy słyszę o najgorszym pozwala mi się nie załamać.Walcz o babcię,jest mi strasznie przykro widząc przez co musisz przechodzić w życiu..dlatego dla mnie takie osoby są wyjątkowe. |
Temat: Rak piersi: Po 4 latach przerzut z sutka na wątrobę |
kai
Odpowiedzi: 24
Wyświetleń: 21478
|
Dział: Nowotwory piersi i ginekologiczne Wysłany: 2010-03-07, 12:50 Temat: Rak piersi: Po 4 latach przerzut z sutka na wątrobę |
absenteeism, ,dziękuję Ci bardzo, właśnie na to liczyłam pisząc tu,nie słyszałam o tym szpitalu, jest to na pewno jakaś nadzieja bo dostępne są różne metody- a tu w Polsce mówią z góry "to i tak nic nie da", co do operacji - jestem w pełni świadoma ,że przeszczep czy normalne resekcje wątroby tutaj nic nie dadzą a przeciwnie przyśpieszają w tym przypadku rozwój nowotworu, więc o tyle mam zdrowy rozsądek by o to się nie starać, ale nie wiadomo co będzie z termoablacją.
Oczywiście mam teraz dylemat -przerwać leczenie tu i próbować tam, na pewno przez najbliższy miesiąc rozważę tą drogę ,przede wszystkim wszystko zależy tu od Mamy, ale już w poniedziałek wyślę tam wstępnie papiery bo nie odrzucam żadnych możliwości poza medycyną niekonwencjonalną bo takich ofert już mam na pęczki.
Ja też nie wyobrażam sobie jeszcze tego..nie mogę uwierzyć ,że to się dzieje, z dnia na dzień nas też to dotknęło,dziękuję bardzo -każde trzymane kciuki dodatkowa pomoc i energia od innych- wierzę w to bo im więcej osób je trzyma tym lepsze są tego rezultaty:) |
Temat: Rak piersi: Po 4 latach przerzut z sutka na wątrobę |
kai
Odpowiedzi: 24
Wyświetleń: 21478
|
Dział: Nowotwory piersi i ginekologiczne Wysłany: 2010-03-07, 00:54 Temat: Rak piersi: Po 4 latach przerzut z sutka na wątrobę |
Witajcie
Nazywam się Kasia,mam 23 lata.
Cztery lata temu u mojej mamy zdiagnozowano nowotwór sutka, została poddana mastektomii wraz z wycięciem węzłów chłonnych a następnie chemioterapii.
2 miesiące temu.. po wydawałoby się wygranej walce, nastąpiła wznowa - przerzut do wątroby, zajęte oba płaty, liczne ogniska - rak jak to określiła nasza onkolog jest "usiany" w całej wątrobie.
Nie mając obycia w tym typie nowotworu pierwszą myślą był przeszczep, operacja - po prostu wyleczenie, pokonanie bydlaka po raz drugi.
Na drugi dzień wzięłam się do kupy i obdzwoniłam najlepszych onkologów w kraju - udało mi się już nazajutrz zmienić dotychczasową "super" onkolog na inną - najlepszą w naszym województwie, tego samego dnia umówiłam też wizyty u 9 innych onkologów w Polsce.
Po pierwszej wizycie nowej p. Onkolog zawalił mi się cały świat pod nogami.
Usłyszałam, że to nie wyleczalne, że istnieje jedynie leczenie paliatywne.. chemioterapią i eksperymentalne, najgorsze co usłyszałam to rokowania... .
Załamałam się, ale jedynie na parę godzin, powiedziałam sobie - nie! to absurd!
Wszystko jest normalnie, było normalnie - to po prostu absurd!
Nie można z tym się pogodzić i zrobię wszystko co się da, ale nie w myśl "aby przedłużyć mamie te zasrane parę miesięcy - czyli tzw. "życie" - chyba moment.. nie życie, ale by po prostu żyła!!
Do badania eksperymentalnego mama nie zakwalifikowała się - ASPAT.
Na początku 200.
Podano 1 malutką chemię, przy dużej jak to powiedziała dx nastąpił by zgon.., dodała też, że niewielu onkologów odważyło by się na leczenie przy takich wynikach biochemii.
Za tydzień miała być kolejna, ale Aspat po chemii poszedł do 300, przeczekano tydzień - padł, podano kolejną chemię już 50% czerwonej z cytostatykami, tydzień później wyniki podskoczyły do 350, następnie 450 - znów syrimarol i heparegen - spadł do 400 (alat bez chemii w normie)
Onkolog zdecydowała więc w ten piątek podreperować jeszcze wątrobę i nie bawić się w małą chemię a za tydzień zacząć z grubej rury atakować normalną czerwoną w pełnej dawce co 3 tyg., bo jest tendencja spadkowa biochemii.
Streszczam tu jedynie jak się da ten okres 2 m-cy, wiem, że dosyć chaotycznie, ale nie piszę tu do laików więc nie będę wdawała się w szczegóły.
Cały czas jeżdżę, konsultuję się, szukam wszystkiego, przeprowadziłam się do mamy, wzięłam urlopy dziekańskie (studiuję na 2 kierunkach), rzuciłam pracę.
Tydzień temu - pojawiła się nadzieja - w końcu po całonocnych poszukiwaniach w sieci - natrafiłam na Termoablację i Termoresekcję wątroby - nowotworów przerzutowych, mnogich i rozsianych, wysłałam natychmiast papiery do Bydgoszczy, Gdańska i Poznania.
Za tydzień jadę do Bydgoszczy starać się osobiście o zakwalifikowanie mamy - mój wujek któremu dano wyrok wymusił na własne ryzyko operację raka prostaty, która wiadomo była bez znaczenia.. dlatego idę w ślad za tym i zrobię wszystko co w mojej mocy.
Mama poza tym jest na diecie - czyli wiadomo - to co dobre dla wątroby, oczywiście onkolodzy mówią, że już nic jej nie zaszkodzi i jedzenie nie rozwinie raka, a jedynie może spowodować ból, ale mama czuje się po prostu lepiej dbając o to, oczywiście jej nie odchudzam, posiłki są rozmaite i gdy ma tylko ochotę "dożywi" się słodkościami raz na jakiś czas po trochu
Mamusi nic nie boli - na szczęście, jest normalnie.. z pozoru tak jak zawsze, jest słaba po wlewach, ale jest w ogóle kobietą ze stali - dlatego wierzę.
Nastawienie? - wiadomo.. różnie, ale od tego jestem tu by miała uśmiech na twarzy i walczyła.
Dlaczego tu napisałam?
Czytając takie same tragedie, jest mi łatwiej, ale przede wszystkim szukam wciąż wszystkiego co należałoby zrobić, niestety.. nic nowego nie znalazłam, ale może akurat mój wątek pomoże komuś innemu kto czyta to forum i szuka czegokolwiek na temat wtórnego raka wątroby - bo wiadomo jest o tym znikomie w sieci.
Chcę informować o tym co robią lekarze, później wspomnę o innych rozwiązaniach o które się staram, ale nie w tym wątku.
My zmierzamy teraz do światełka jakim są zabiegi termoablacji i termoresekcji wątroby w nowotworach nawet wtórnych.
Mam 23 lata - nie wyobrażam sobie stracić mamy, nie dopuszczam takiej myśli, nie mówiąc już o opiece hospicjum, staram się działać i robić co się da przede wszystkim a nie załamywać się, nie poprzestawać na jednym lekarzu, domagać się swoich praw.
Wiem, że nie wyleczymy tego, choć to co piszę może stwarzać inne wrażenie, ale czy to powód by ograniczyć się do tego co proponuje jedna jednostka? By pogodzić się z tym?
Nocami płaczę.. ale gdy wstaję rano i patrzę w jej piękne czekoladowe oczy, człowieka który jest dla mnie najważniejszy na świecie, widzę w nich życie i najukochańszą osobę - nie dopuszczam tego do siebie.
TK- nie wykazało innych przerzutów (ODPUKAĆ)
Wszystkie sugestie przyjmę z otwartymi rękoma..
od 2 miesięcy nowotwór wątroby nie jest mi obcy, przestudiowałam go od A do Ź, ale mam nadzieję, że nawiążę kontakt z tymi którzy zmagają się z tym samym..
Pozdrawiam gorąco.. |
|
|