1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22
2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.
|
|
Autor |
Wiadomość |
Temat: TATA mój i wnuczka DZIADEK UKOCHANY CIERPI |
alive
Odpowiedzi: 35
Wyświetleń: 11983
|
Dział: Nowotwory płuca i opłucnej Wysłany: 2012-02-12, 09:08 Temat: TATA mój i wnuczka DZIADEK UKOCHANY CIERPI |
Dzięki bardzo... |
Temat: TATA mój i wnuczka DZIADEK UKOCHANY CIERPI |
alive
Odpowiedzi: 35
Wyświetleń: 11983
|
Dział: Nowotwory płuca i opłucnej Wysłany: 2012-02-06, 16:12 Temat: TATA mój i wnuczka DZIADEK UKOCHANY CIERPI |
Dziękuję serdecznie... |
Temat: TATA mój i wnuczka DZIADEK UKOCHANY CIERPI |
alive
Odpowiedzi: 35
Wyświetleń: 11983
|
Dział: Nowotwory płuca i opłucnej Wysłany: 2012-02-06, 00:26 Temat: TATA mój i wnuczka DZIADEK UKOCHANY CIERPI |
Dzięki Wam serdecznie... |
Temat: TATA mój i wnuczka DZIADEK UKOCHANY CIERPI |
alive
Odpowiedzi: 35
Wyświetleń: 11983
|
Dział: Nowotwory płuca i opłucnej Wysłany: 2012-02-05, 23:57 Temat: TATA mój i wnuczka DZIADEK UKOCHANY CIERPI |
Tato odszedł dziś o godz. 20.00. Dostawał morfinę, bardzo duże dawki, nie bolało go już tak, odchodził śpiąc, na plecach. Siedziałam z nim od 15.30, zmieniłam się z mamą, która siedziała od rana. Dziś już nic nie mówił, czasem tylko się krztusił, choć może usłyszałam takie: "poczekaj" czy "momencik"... wczoraj jeszcze jak mu puściłam nagrany na dyktafon głos mojego synka "Zbyszek kocham Cię. To ja, Maksym", odpowiedział: "Ja tez Cię kocham, Maksiu"... I mówił, jak chciałam go ogolić czy dać mu pić: "Zaraz zaraz, poczekaj".
Dzisiaj porozmawiałam z nim, ogoliłam go-czułam, że czuł, że wiedział, że to ja robię, i że było mu przyjemnie, powiedziałam mu dobranoc pół godziny przed jego odejściem, i wyszłam ze szpitala, poszłam do mamy, tam jeszcze przyszedł mój mąż i synek i wspólnie zjedliśmy kolację. O 21.00 zatelefonowano do mamy, że tato odszedł. Cieszę się, że byłam u niej po wyjściu ze szpitala, czuje się ona teraz na pewno bardzo smutna i samotna. Ona też jest chora, po pierwsze od zawsze ma różne zaburzenia emocjonalne i bardzo niskie poczucie własnej wartości, a teraz jeśli chodzi o fizyczną najbardziej poważną dolegliwość, to ta, że traci wzrok powoli. Dałam jej CD z muzyką, Tom Jones, będzie sobie słuchać całą noc, powiedziała.
Dziękuję za wsparcie: Kasia, Sylwia, Homer, Izula, tu na tym forum-szczególnie jeśli chodzi o ten ból właśnie, choć przyznam się szczerze, że trochę dotknęły mnie i rozedrgały wypowiedzi Kasi i Sylwi... wolałabym jednak pocieszenia takiego, że ktoś powie, że mnie rozumie, że wie, co to znaczy odchodzenie drogiej osoby... I ten ból, i ta rozpacz...
Jak przeczytałam to co napisała Sylwia, z całym szacunkiem, żebym "postarała się wykrzesać z siebie choć trochę nadziei i wiary" i że nie wolno spisywać pacjenta na straty, to zrobiło mi się niemiło, nieswojo, poczułam się gorzej, jakbym to miała być jakaś taka b e z n a d z i e j n a, niedowiarek, nieczuła, niewrażliwa, że ja spisałam tatę na straty... Tak to odebrałam, jestem wrażliwą osobą. Na forum opartym na 12 krokach, dla osób z problemami uzależnienia (w moim przypadku - od jedzenia) - tam gdzie regularnie piszę, nie daje się żadnych rad, mówi się tylko o swoim doświadczeniu i nie nakłania nikogo do niczego ani się mu nic nie radzi. Tam czuję się bezpiecznie, tutaj, nie. Cieszę się, że już tu nie muszę tu pisać.
I wiem, że nie muszę się tłumaczyć, ale napiszę to, że ja po prostu c z u ł a m, że on odchodzi, bo go bardzo bolało i rozpoznanie przyszło u niego tak późno, i miał różne skutki uboczne od morfiny w te pierwsze dni jej brania po diagnozie i on miał już przerzuty w mózgu, kręgosłupie, nieczynne płuco i był po prostu umierający, pachniał tak inaczej... Tak jak pisałam w tym moim pierwszym poście, nie było wyników, bo jeszcze nie było, zresztą po mi tu byłoby wypisywać te wyniki... Ja chciałam tu tylko wsparcia... Myślałam, że po to to forum jest...
Tata był u m i e r a j ą c y i czułam, że tata nie chce już jeść, że nie chce już żyć bo go boli, że nie może już żyć bo jego ciało za bardzo się "poniszczyło", że tacie będzie dobrze, jak mu powiem "Możesz spokojnie odejść, tam czeka na Ciebie Twoja babcia i szwagier... i tato i dziadek i teściu.....Ja zostanę jeszcze tu na ziemi i pożyję jeszcze trochę, tyle ile wyznaczył mi Bóg, a potem i my się spotkamy". I opowiedziałam mu jeszcze o śnie, który miała babcia, że śniła się jej mama, i nie pozwoliłam już mu wlewać żadnej zupy, na szczęście w ten ostatni dzień już chyba tego bólu tak bardzo nie odczuwał, chyba te dawki morfiny mu zwiększyli, sami lekarze widzieli, co się dzieje...
Teraz już nie będę tu pisać przez jakiś czas, muszę się wypłakać, wysmucić, kochałam tatę tak bardzo, że na początku chciałam mieć ten ból i umrzeć zamiast niego, ale teraz powiedziałam mu, że zostanę tu na ziemi żeby zrobić z moim życiem coś dobrego... I chcę to zrobić na jego cześć...
*5.02.2012. Kochany tata i dziadek, Zbigniew Jeleński, odszedł do krain mlekiem i miodem płynących. Szybuje teraz nad nad Polską i Łotwą, gdzie się urodził, chodzi po lasach zbiera grzyby, gra w siatkę, snookera, wzrusza się i płacze na spotkaniach Anonimowych Alkoholików w towarzystwie rodziny i przyjaciół. Panie świeć nad jego duszą.
Bardzo Cię kocham Tato.
Twoja córka Kamila, od czerwca zeszłego roku już nie Jeleńska. Ty wiesz i się ze mną cieszysz! |
Temat: TATA mój i wnuczka DZIADEK UKOCHANY CIERPI |
alive
Odpowiedzi: 35
Wyświetleń: 11983
|
Dział: Nowotwory płuca i opłucnej Wysłany: 2012-02-05, 10:11 Temat: TATA mój i wnuczka DZIADEK UKOCHANY CIERPI |
Lekarze już w poniedziałek mówili że nie ma żadnych szans, już jak byłam na oddziale zakaźnym 22.01.2012, kiedy nawet jeszcze nie miał potwierdzonej diagnozy ordynatorka w Wałbrzychu mówiła żeby się przygotować na najgorsze, wyniki rezonansu potwierdzającego guza z przerzutami podano w poniedziałek 30.01 i od razu powiedziano, że nie ma szans, mogliby tylko może dać mu jakieś naświetlanie żeby mu ulżyć, tak powiedzieli. Tatę tak boli że nie chce aby go ktokolwiek ruszał, jak leży w jednej pozycji to przynajmniej nie jęczy, jak tylko się przewraca to wyje, dziko wyje z bólu. |
Temat: TATA mój i wnuczka DZIADEK UKOCHANY CIERPI |
alive
Odpowiedzi: 35
Wyświetleń: 11983
|
Dział: Nowotwory płuca i opłucnej Wysłany: 2012-02-04, 21:04 Temat: TATA mój i wnuczka DZIADEK UKOCHANY CIERPI |
Dzięki za wpisy i słowa otuchy... Mój tato tak strasznie cierpi, że jak tylko usłyszałam, co to jest za choroba, to powiedziałam mu o tym. Teraz mam z tego powodu wyrzuty sumienia, ze względu na to, że jedni mówią pacjentom o chorobie, a inne osoby mówią, żeby nic nie mówić, że tym się tylko przeraża... A ja to zrobiłam... Chyba podświadomie, a może nawet częściowo teraz świadomie chciałabym już pozwolić mu odejść. W poniedziałek dopiero będą wyniki bronchoskopii, żeby określić dokładnie, co to za rak. Ja jednak byłabym za tym, żeby mu nie dawać już żadnej chemii. Wczoraj w przypływie psychozy tato wyrwał sobie sondę z nosa, dziś co prawda wlali mu do żołądka trochę zupy, jak zmieniałam mamę to ta prosiła, żeby siostry go nakarmiły na kolację, ale ja prosiłam, żeby go nie karmiły, jak nie będzie chciał. Jego tak potwornie boli, ja bym chciała, żeby już nie cierpiał... Powierzam to Sile Wyższej i lekarzom, ona i oni zadecydują, co dalej robić, ale cieszę się z tego, że pielęgniarki na siłę nie karmią pacjentów.
Ja bym chciała za niego mieć ten ból, i chciałabym za niego umrzeć. Ale jestem zdrowa i mogę jeszcze coś tu zrobić dobrego na tej ziemi. Dlatego chcę pozwolić mu tak odejść, jak tego chce Siła Wyższa. I chcę go prosić o to, żeby pozwolił mi zostać na tyle, ile mi jest przeznaczone. Błogosławił mi na moim ślubie w czerwcu, pobłogosławił moje małżeństwo, moją rodzinę, mnie, oddał mnie mężowi, pozwolił żyć swoim życiem. Dziękuję mu, przyjmuję to życie jako bardzo cenny dar... |
Temat: TATA mój i wnuczka DZIADEK UKOCHANY CIERPI |
alive
Odpowiedzi: 35
Wyświetleń: 11983
|
Dział: Nowotwory płuca i opłucnej Wysłany: 2012-02-03, 22:43 Temat: TATA mój i wnuczka DZIADEK UKOCHANY CIERPI |
Komentarze nie związane bezpośrednio z historią choroby znajdują się w => tym wątku <=
U mojego taty w poniedziałek zdiagnozowano raka płuca, guz ma na lewym płucu zdaje się, przy samym kręgosłupie. Obecnie ma przerzuty do rdzenia kręgowego. W listopadzie stracił wzrok w jednym oku, lewym. Zrobiono mu rezonans i tomograf głowy, nic nie wykryto, może zmiany były jakieś jeszcze bardzo małe...
W badaniu krwi wykryto obecność przeciwciał borelii. Zaczęto mu podawać ogromne dawki antybiotyków, był 3 tygodnie w szpitalu w Bolesławcu. Czuł się w miarę dobrze jeszcze. Szkoda, że nie mogłam z nim więcej czasu wtedy pobyć. Te antybiotyki moim zdaniem to tylko przyspieszyły rozwój ognisk zapalnych.
Na Nowy Rok tata już zaczął się czuć gorzej, bo zaczęły go boleć kości, po Nowym Roku zaczęło go jeszcze bardziej boleć w kręgosłupie, zaczął wyć po nocach, 12 stycznia poszedł do lekarza, który skierował go na neurologię. Nie chcieli go przyjąć, twierdząc, że ma boreliozę i symuluje te bóle, wysłano go do szpitala zakaźnego w Wałbrzychu. Odwiedziłam go dopiero 19 stycznia i przeraziłam się.
Została z niego tylko połowa, był sam, wystraszony, cierpiący, choć jeszcze wstawał do toalety. Pojechałam -wyprawa z Jeleniej Góry - do niego ponownie z mężem 21 stycznia, ogoliłam, bo nie mógł się już sam golić, miał takie bóle. Uśmiechał się. Myśleliśmy jeszcze o tym, jaki to wstrętne robale siedzą mu w plecach. Potem pojechałyśmy znowu do niego 22 stycznia z mamą, rozmawiałyśmy z ordynatorką która powiedziała że według niej to nie jest borelioza, bo nie poprawia mu się nic a nic. Miała do wypisać 26 stycznia, ale już w środę 25 stycznia przewieziono go karetką do Jeleniej Góry i mogłam go wieczorem zobaczyć. I w każdy kolejny dzień, może oprócz jednego. Tego, w którym zrobiono mu rezonans i wreszcie zdiagnozowano.
Jestem w rozsypce. Z jednej strony cieszyłam się, że teraz będą mu podawać morfinę, ale dziś tato był taki napuchnięty i wpadł w psychozę. Wydawało mu się, że wszyscy go i mnie i mojego synka chcą zabić, przestraszyłam się tak bardzo że do teraz nie mogę się uspokoić. Nie chciał kolejnego zastrzyku, może i dobrze, albo może można mu podawać coś innego... Ja bym tylko chciała, żeby on nie cierpiał, ale go i tak boli a teraz z tą psychozą to wcale nie jest mu łatwiej... |
|
|