1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22
2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.
|
|
Autor |
Wiadomość |
Temat: Moja rakowa poezja zainspirowana coroba mojej mamy |
Apes85
Odpowiedzi: 4
Wyświetleń: 4399
|
Dział: Hyde Park Wysłany: 2016-11-03, 21:14 Temat: Moja rakowa poezja zainspirowana coroba mojej mamy |
Bardzo dziękuję gorgonowa, za opinię. Miło, że ktoś, kto na pewno zna się na literaturze, to docenia. Pewno jeszcze coś napiszę, bo np dziś też mam podły nostalgiczny nastrój spowodowany tym, że dziś były by urodziny mojej mamy :( |
Temat: Moja rakowa poezja zainspirowana coroba mojej mamy |
Apes85
Odpowiedzi: 4
Wyświetleń: 4399
|
Dział: Hyde Park Wysłany: 2016-10-22, 17:59 Temat: Moja rakowa poezja zainspirowana coroba mojej mamy |
Trzeci wiersz który napisałem i który chcę tu opublikować powstał około dwóch miesięcy po odejściu mamy. Starając się żyć normalnie i stawać na nogi, nie mogłem jednocześnie odwieźć od siebie wspomnień i myśli. Niby godziłem się z rzeczywistością, niby wiedziałem, ze mamie jest lepiej bez tego przerażającego strachu, ale jednocześnie ogromnie mi jej brakowało. Walczył bym jeszcze razem z nią, gdyby dane jej było jeszcze żyć. Czytałem teraz masę artykułów na temat raka i niepotrzebnie tylko się nakręcałem. Byłem wściekły, a to na lekarzy, ze nie postarali się o wyleczenie mamy, a to na siebie, że być może nie wszystko zrobiłem by jej pomóc, że o wielu rzeczach związanych z choroba za jej życia jeszcze nie wiedziałem... jednym słowem byłem tak wkurzony, że musiało dać jakąś reakcję.
Wypowiedziałem wojnę rakowi, uczyniłem "go" wrogiem, obiektem mej nienawiści. Nienawidziłem swojego nieszczęsnego znaku zodiaku (rak), bo przypominał mi o tym całym piekle i tragedii. W końcu byłem wściekły na los, że niektórym ludiom udaje się wyjść z tej choroby, a jej się nie udało... Wtedy to powstał ten wiersz. Jak na razie ostatni, ale wierszy było więcej, niektóre były w głowie, niektóre trafiały na papier, ale lądowały w koszu. Ten też miał wylądować w koszu, ale dałem go do przeczytania siostrze. Przeczytała i powiedziała, bym się tego nie pozbywał. Wiersz ten jest napisany najbardziej wprost. Nie ma w nim metafor, nie ma szyfrów, jest tylko gniew i proste, czasami wulgarne wykrzyczenie emocji.
Mięci-Kupa...
Tomografia, PET, Morfina,
Limfa, Biopsja, Cisplatyna,
Łóżko, lekarz, pielęgniarka,
Bitwa, wojna, ciągła walka.
Oręż w ręku to różaniec,
Wiara to największy szaniec.
Ku pamięci, Mięci-Kupa,
Ten Skurwysyn-rak, to DUPA!
Krew, strzykawka, Port, wenflony,
Powbijane z każdej strony,
Guz, przerzuty, tkanki zdrowe
I komórki atypowe,
Nowotworowe markery,
Szlag to trafi, do cholery.
W mej pamięci to nie zginie.
Zabiłeś ją, Skurwysynie!
Cmentarz, krzyże i kapliczki,
"Amazonki" - wojowniczki.
Ile w walce jeszcze padnie?
Kto odpowie, kto to zgadnie?
Rezonanse, Mammografie,
Ja zapomnieć nie potrafię!
....
Cóż... i nadal nie zapomniałem, nadal pamiętam i nadal mnie to wszystko boli. Chciałem w tym wszystkim widzieć jakiś sens, ale póki co jeszcze go nie odnalazłem.
Wszystkim walczącym z tym szatańskim rakiem życzę dużo sił i zwycięstwa. Oby chociaż Wam się udało. |
Temat: Moja rakowa poezja zainspirowana coroba mojej mamy |
Apes85
Odpowiedzi: 4
Wyświetleń: 4399
|
Dział: Hyde Park Wysłany: 2016-10-10, 20:16 Temat: Moja rakowa poezja zainspirowana coroba mojej mamy |
Witam Was.
Zgodnie z tym co napisałem, zamieszczam kolejny wiersz, który powstał pod wpływem wielkich emocji spowodowanych dramatem choroby i śmierci mojej mamy.
Nastał ten dzień, 26 lipca 2016 roku, dzień wcześniej rozmawialiśmy z mamą, a była wtedy bardzo słaba, nie mniej jednak kontaktowała i starała się nawet nierzadko do nas uśmiechać.
Rano mia przyjechać do niej tata, ale ostatecznie umówiliśmy się z reszta rodziny, ze z rana będzie przy niej jej siostra, a ja z tata przyjedziemy później. Niestety, plany te znacznie się skomplikowały, bo ciocia nagle zadzwoniła do nas z komunikatem, że mama umiera. Czym prędzej wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy na oddział. Zastaliśmy na korytarzu ciocię i wujka, ciocia płakała, i o dziwo wujek też (jak żyje, nigdy nie widziałem u niego łez), drzwi były zamknięte a u mamy była Pani doktor. Wyszła, po czym oznajmiła "stwierdziłam zgon". Zapytałem o której godzinie mama od nas odeszła, odpowiedziała że o około 9.00, a była właśnie 9.05. Pięć minut, tyle zabrakło byśmy mogli być przy niej kiedy ona konała, to straszne, że nie udało nam się jej pożegnać w takim momencie. Mama parokrotnie wcześniej już wyrywała sie z ramion śmierci, myślelismy że i tę walkę wygra, ale niestety, stało się jak się stało, stało się to co było nie unikniione i na co niby byliśmy przecież przygotowani. Od razu w mej głowie zrodziło się hasło Jutro nadeszło dzisiaj. Wiedziałem też, że wiersz też zaraz przyjdzie, po chwili jak tylko opadną emocje i ustanie płacz.
Będąc już w domu i przyodziawszy czarne ubrania, zacząłem co nie co pisać. Przyszło mi to dość łatwo, aczkolwiek nie starałem się tu wznieść na wyżyny artyzmu, po prostu napisałem o tym co tego dnia wywarło na mnie silne emocje. O ile w przypadku poprzedniego wiersza kluczem była bezradność i strach, to tu głównym uczuciem jest po prostu smutek. Wiersz brzmi zatem tak:
JUTRO nadeszło...
<Jutra nie będzie, od dziś, trzeba żyć tylko wczoraj>
Wiedz, że wcale nie byłaś ciężarem,
Ni krzyżem na mych ramionach,
Serce mam teraz przepełnione żalem,
I nic ugasić go nie zdoła.
JUTRO, którego się tak bałem
W końcu nadejść musiało
I choć świadomość JUTRA miałem,
Chciałem byśmy czasu dla siebie nie mieli mało.
Chociaż odeszłaś już od nas,
My nie odejdziemy od Ciebie.
W pamięci naszej w każdy czas,
Aż w końcu spotkamy się w niebie.
Ostatnia zwrotka znalazła się na klepsydrze, chciałem by było tam coś osobistego, a moim siostrą i tacie ten fragment też się spodobał i jak najbardziej się z nim utożsamiali.
Nie starałem się teraz zakodowywać różnych znaczeń w wierszu, po prostu posłużyłem się kluczem z pierwszego. Znów JUTRO pisane wielkimi literami oznacza śmierć i nieuniknioną przyszłość.
Pierwsze wyrazy, odnośnie tego "ciężaru" były jakoby odpowiedzią do samej mamy, która niegdyś powiedziała do mnie, że jest dla nas ciężarem z uwagi na swoją chorobę. Strofowałem ją wtedy, mówiąc, że nigdy nie będzie dla mnie ani dla mojego rodzeństwa żadnym ciężarem, zapewniając ją, że nie ma dla mnie nic ważniejszego niżeli ona. |
Temat: Moja rakowa poezja zainspirowana coroba mojej mamy |
Apes85
Odpowiedzi: 4
Wyświetleń: 4399
|
Dział: Hyde Park Wysłany: 2016-09-26, 20:24 Temat: Moja rakowa poezja zainspirowana coroba mojej mamy |
Witajcie.
Moja mama zmarła na raka 26 lipca 2016 roku. Wcześniej parokrotnie zaglądałem na to forum, a trafiłem tu jak z mamą było już niestety nie najlepiej.
Mama miała nowotwór złośliwy piersi, który niestety dał przerzuty do obu płuc. Nie było szans, skurwiela nie ruszała żadna chemia. Rósł, rósł i rósł, aż w końcu mamusia miała ogromne problemy z oddychaniem. W ostatnim czasie więcej przebywała w szpitalu jak w domu i niestety tam też umarła (a bardzo staraliśmy się o to, by w swoich ostatnich chwilach była przy nas w domu).
Raz trafiła do szpitala (to była druga jej hospitalizacja w tym okresie, wcześniej po zasłabnięciu w nocy trafiła na pulmonologię, gdzie ja wyciągnęli do stanu optymalnego, śmiała się, rozmawiała dużo z Paniami z oddziału i czuła się dużo lepiej, ale niestety, zaraz po powrocie do domu znów oddychało jej się bardzo ciężko. Dlatego trafiła na geriatrię, mimo swojego młodego wieku, raptem 52 lata). Odbyłem wtedy bardzo przygnębiająca rozmowę z Panią doktor, która wprost powiedziała mi, że to "ostatnia prosta" i w każdej chwili mama może od nas odejść. Jak się pewnie domyślacie nie łatwo mi było to wszystko zaakceptować, bo pomimo iż zdawałem sobie sprawę z tego czym jest rak, to zawsze miałem nadzieję, która dodatkowo spotęgowana była tym, ze mama również miała w sobie jej na prawdę ogrom. Po rozmowie z lekarką, odczekałem trochę na korytarzu, aż przelecą mi łzy i ogarnąwszy się wróciłem do mamy, by z nią pobyć.
Jutro miały być moje urodziny, ale jutro mamę miała odwiedzić Ciocia i babcia, toteż mama zapytała mnie, czy ma mi złożyć życzenia urodzinowe dziś, czy dopiero jak przyjdę następnym razem. W normalnych warunkach oczywiście uznał bym, że nie ma się co spieszyć z życzeniami, ale mając na uwadze słowa Pani Doktor w mojej głowie zakołatało - "jutra może nie być" toteż przyjąłem życzenia od mamy jeszcze tego samego dnia.
Poryczałem się jak bóbr, pożegnawszy się wyszedłem od mamy i byłem totalnie rozbity.
Wracając tramwajem, cały czas miałem łzy w oczach a hasło "jutra może nie być" terroryzowało mnie całą drogę. Jakby od niechcenia, ale pod wpływem moich ogromnych emocji zrodził się wtedy wiersz, który jak tylko dotarłem do domu od razu zapisałem:
Jutra, może nie być....
>Przyjdę do Ciebie jutro, choć jutra może nie być<
Czas niekiedy leczy rany, ale bywa też mordercą,
Jutra, może wcale nie być... Ach jak krwawi moje serce.
Jutro wiąże się z nadzieją, znikną wszystkie troski, znoje
Jutra, może jednak nie być... Ja się JUTRA bardzo boję.
Czas rozbija się o życie, tak jak o brzeg morskie fale
Jutra, może nie być, a ja JUTRA nie chcę wcale.
TRZY LITERY - znakiem śmierci, krwią niewinnej napisane
"Boże, czemuś mnie opuścił?!" W imię ojca, syna, amen.
Wiersz jak wiersz, ale zakodowałem w nim parę istotnych informacji. Po pierwsze "jutro" pisane normalnie z małych liter odnosi się do czasu, do dnia po dzisiaj, natomiast zapisane dużymi, drukowanymi literami, ma znaczenie ukryte. JUTRO to nieunikniona śmierć, to nie pewna przyszłość, w końcu to strach, który był chyba najgorszym elementem całego tamtego okresu naszego życia, zarówno mojego i całej naszej rodziny jak i mamy.
W ostatniej zwrotce, TRZY LITERY, to rzecz jasna zaszyfrowana nazwa choroby - RAK, a wers zaczerpnięty z ewangelii, ma szerszy kontekst. Jezus wypowiedział te słowa w momencie ogromnego cierpienia, w momencie strachu przed śmiercią. Nawet on - Bóg, miewał stany zwątpienia i leku. Co dopiero my, szarzy ludzie, co dopiero ona, moja cudowna mama. Także pierwsze znaczenie tego fragmentu to strach i zwątpienie. W znaczeniu dosłownym można odczytać to jako żal, żal do Boga, że taką dobrą osobę tak niesprawiedliwie i ciężko doświadczył. W momencie jak pisałem ten fragment jednak najbardziej towarzyszyło mi uczucie bezradności i to jest tak naprawdę poprawnie właściwy kontekst tegoż fragmentu. Bezradność tak wielka, ze aż ma się wrażenie, że nawet Bóg się od nas odwrócił i pozostawił na pastwę losu.
Zakończenie wiersza - słowa wypowiadane przy czynieniu znaku krzyża (urwane tylko dlatego, że w takiej formie lepiej brzmiały) ubiera całość wiersza w formę modlitwy. Modlitwa to było to co mamie dawało siłę, dlatego ubranie tego w taką otoczkę miało niby i mnie dodać sił, oczywiście dopiero po tym jak się uprzednio odpowiednio mocno w ukryciu wypłaczę.
Jeśli pozwolicie, to po jakimś czasie przytoczę Wam inne wiersze które wtedy powstały. Opowiem również o okolicznościach ich powstania.
Pozdrawiam serdecznie. |
|
|