Hej, postanowiłam zaktualizować naszą historię.
Może komuś pomoże się to odnieść, albo po prostu ktoś z podglądających byłby ciekawy co słychać u najwspanialszej Babusi na świecie
Po operacji na której usunięto sieć większą z 22cm guzem (pisałam o tym wcześniej) i odstąpiono od radykalizacji skierowano ją na chemioterapię.
27go lutego Babcia rozpoczęła pierwszą chemię. 3 kursy karboplatyny i paklitakselu. Z Avastinu zrezygnowano ze względu na obciążenie kardiologiczne (Babcia ma od wielu lat migotanie przedsionków, w tym momencie już utrwalone).
Chemię zniosła bardzo dobrze, po pierwszej pojawiło się tylko zaczerwienienie skóry (parzyła ją twarz), ogólne osłabienie, później doszło drętwienie palców, lekkie nudności no i trudne dla niej psychicznie, wypadanie włosów.
Wyniki trzymały się na dobrym poziomie, marker CA125 spadł elegancko do wartości >35.
W TK ciekawa rzecz, bo zmiana na prawym jajniku powiększyła się o ~2cm a na lewym zmniejszyła. Naciek łączący dół macicy z odbytem zmniejszył się,
węzły chłonne niepowiększone, czyste,
w podstawie płuc brak niepokojących zmian,
w wątrobie również nie wykryto ognisk,
podobnie w nerkach i reszcie narządów.
Pani koordynator skierowała nas do profesora ginekologa-onkologa, który zarządził operację. Nic nie obiecywał, ale nastawiał się na możliwie maksymalną redukcję. Jako że jest to typ lekarza nieowijającego w bawełnę, Babcia została porządnie uświadomiona do co powagi sytuacji:
Że choroba jest zaawansowana,
że jest mocne obciążenie,
że będą w stanie zrobić tylko tyle na ile pozwoli anestezjolog w jej stanie,
że najprawdopodobniej obudzi się z wyłonioną stomią.
A że moja kochana Tereska to twardziel i psychiczny i fizyczny, to dali radę operować ją prawie 6 godzin i udało się usunąć wszystkie widoczne zmiany! (operacja odbyła się 9go maja).
Usunięto macice z jajnikami, nacieczony fragment jelita grubego, węzły chłonne i wyrostek robaczkowy.
Udało się nawet uniknąć stomii. Operowany fragment jelita połączono czymś, co Babci opisano jako "rurkę" włożoną wewnątrz.
Ten mechanizm przysporzył Babci sporo dyskomfortu, bo od czasu operacji ma pewne problemy z kupką (jak to stwierdziła "dupa nią rządzi"
. Z początku po każdym posiłku czuła bardzo bolesne parcie, ale Pani doktor onkolog wytłumaczyła, że to rozwiązanie potrzebuje czasu i że będzie co raz lepiej.
Konsylium zgodnie z naszymi przypuszczeniami zaleciło jeszcze 2 lub 3 kursy chemii, tej samej, która zadziałała ostatnio.
Obecnie Babcik jest po 1 wlewie, czuje się jak to zawsze stwierdza "normalnie"
, miała lekkie nudności około 3go dnia i znowu drętwieją palce, ale podobno wszystko jest do zniesienia. Jest zabezpieczona lekowo na wypadek gdyby się nasiliło.
Suplementujemy naszą twardzielkę witaminą C, kiszonkami, sokami i wszystkim, co póki co sprawdza się i pomaga jej w miarę bezboleśnie przejść przez chemię.
Postaram się wkleić do posta wyniki dokładnej histopatologii, które otrzymaliśmy po operacji. Będę niezmiernie wdzięczna za pomoc w przetłumaczeniu łacińskich nazw, bo mój chłopski rozum się spocił i nie jest pewien czy doszedł do jakichś logicznych wniosków w tym temacie
I teraz pytanie:
Czego jeszcze możemy się spodziewać po skończonej chemii?
Na co zwrócić uwagę i czego dopilnować kiedy ją zakończymy?
Czy całkowita redukcja widocznych zmian wpływa w na rokowania? Czy jest szansa na dłuższy spokój od tego gada?
Pozdrawiam serdecznie wszystkich i życzę dużo siły do Waszych osobistych batalii z tym paskudztwem