Witajcie,
bardzo dziękuję za odpowiedzi.
Od ostatniego wpisu nie dawałam znać, a trochę się wydarzyło.
Ostatecznie podjęliśmy decyzję o przewiezieniu taty do domu.
Jest z nami od trzech tygodni, pod opieką hospicjum domowego, przy czym to mama wyspecjalizowała się w podawaniu wszelkich leków, a jest ich sporo. Dexaven, Manitol 15% i Furosemid wszystkie podawane do portu.
Mama jest gigantem, nie wiem jak ona sobie z tym wszystkim radzi. Pobudka przed 6.00 rano - po nieprzespanej nocy - i ciągła opieka.
W pierwszym tygodniu po powrocie ze szpitala tata przede wszystkim zaczął lepiej i więcej jeść Podczas gdy w szpitalu, przyjmując jedynie produkty półpłynne ze względu na ciągłe odkrztuszanie, schudł w tydzien 6kg, tak w domu ciągle jest spadek wagi, ale dużo wolniejszy. Pierwsze dni były bardzo ciche, spokojne, tak jakby tata adaptował się na nowo do domu. Może był to efekt zastosowanej radioterapii w związku z przerzutami w mózgu (tata opuścił szpital dzień po ostatniej dawce). Po dwóch dniach zaczął przede wszystkim coraz więcej siadać, chodzić, jadł z nami przy stole. Podawałyśmy mu wszystko, od rosołu po krewetki i wszystko powoli zjadał, tylko częściowo odkrztuszając. Płyny leciutko zagęszczamy specjalnym środkiem (woda tylko przez słomkę, też z zagęszczaczem). Głos nie wrócił, ciągle jest "głośny szept".
Niestety, z czasem widzimy coraz większe osłabienie i kolejne efekty postępującej choroby.
Od tygodnia tata w zasadzie już nie chodzi. Po powrocie ze szpitala najpierw dawał radę sam, potem w dużym oparciu na mamie, teraz jest tylko wózek - i to, o ile zdołamy go namówić na wstanie z łózka i dojazd do salonu na jedzenie. Dziś np w ogóle nie wstawał.
Dodatkowo, od kilu dni tata czuł większe parcie na pęcherz, co chwilę chciał robić siku. Lekarz zaleciła furaginę. W związku z napiętym podbrzuszem i coraz większym bólem odczuwalnym np przy próbie siadania, dziś mama zdecydowała zabrać tatę na usg. Niestety, sugeruje ono wodobrzusze.
Sam pęcherz był pełen moczu - prawie dwa litry - dziś zainstalowano cewnik.
Badanie nie wykazało anomalii w okolicach samego pęcherza, nie zaobserwowano żadnego guza.
Czy trzeba to łączyć z wodobrzuszem? Czy traktować oddzielnie?
Mocz został oceniony ok (wyniki badania laboratoryjnego będą dostępne dopiero jutro, na posiew jeszcze kilka dni poczekamy, ale kolor nie sugerował niczego złego).
Przed chwilą jednak zauważyłyśmy z mamą, że mocz zmienił kolor na bardziej bordowy.
Wiemy, że to może być krew. Po rozmowie z panią doktor podamy dziś antybiotyk. Zobaczymy co się wydarzy dalej (mała aktualizacja - w międzyczasie mama zaobserwowała, że mocz znów ma "normalny" kolor).
Poza tym, ciągle bez żadnych poważniejszych leków przeciwbólowych. Tata nie skarży się na jakieś specjalne dolegliwości. Przy siadaniu czasem zaboli go noga; w podparciu na łóżku na rękach, ręce drżą. Widać grymas na buzi, twarz się trochę zmieniła, spojrzenie również.
Psychicznie, chyba widać coraz większe zobojętnienie.
Do tego coraz większa apatia i ospałość...
Ale pojawia się czasem drobny żart i uśmiech - dziś tata z takim politowaniem patrzył na mnie, gdy podawałam mu zupę, poza wszelką kompatybilnością między łyżką a jego ustami...
Jednak najbezpieczniej czuje się przy mojej mamie
Staramy się żyć stawiając czoła codzienności, choć każdy dzień jest chyba coraz trudniejszy. Boimy się, cholernie, ale jak tu się nie bać.
Mamy bardzo pomocnych lekarzy, przyjaciół, no i przede wszystkim - siebie.
Odezwę się jeszcze,
pozdrawiam, Karolina
[ Dodano: 2019-07-30, 19:52 ]
Witajcie,
bardzo dziękuję za odpowiedzi.
Od ostatniego wpisu nie dawałam znać, a trochę się wydarzyło.
Ostatecznie podjęliśmy decyzję o przewiezieniu taty do domu.
Jest z nami od trzech tygodni, pod opieką hospicjum domowego, przy czym to mama wyspecjalizowała się w podawaniu wszelkich leków, a jest ich sporo. Dexaven, Manitol 15% i Furosemid wszystkie podawane do portu.
Mama jest gigantem, nie wiem jak ona sobie z tym wszystkim radzi. Pobudka przed 6.00 rano - po nieprzespanej nocy - i ciągła opieka.
W pierwszym tygodniu po powrocie ze szpitala tata przede wszystkim zaczął lepiej i więcej jeść Podczas gdy w szpitalu, przyjmując jedynie produkty półpłynne ze względu na ciągłe odkrztuszanie, schudł w tydzien 6kg, tak w domu ciągle jest spadek wagi, ale dużo wolniejszy. Pierwsze dni były bardzo ciche, spokojne, tak jakby tata adaptował się na nowo do domu. Może był to efekt zastosowanej radioterapii w związku z przerzutami w mózgu (tata opuścił szpital dzień po ostatniej dawce). Po dwóch dniach zaczął przede wszystkim coraz więcej siadać, chodzić, jadł z nami przy stole. Podawałyśmy mu wszystko, od rosołu po krewetki i wszystko powoli zjadał, tylko częściowo odkrztuszając. Płyny leciutko zagęszczamy specjalnym środkiem (woda tylko przez słomkę, też z zagęszczaczem). Głos nie wrócił, ciągle jest "głośny szept".
Niestety, z czasem widzimy coraz większe osłabienie i kolejne efekty postępującej choroby.
Od tygodnia tata w zasadzie już nie chodzi. Po powrocie ze szpitala najpierw dawał radę sam, potem w dużym oparciu na mamie, teraz jest tylko wózek - i to, o ile zdołamy go namówić na wstanie z łózka i dojazd do salonu na jedzenie. Dziś np w ogóle nie wstawał.
Dodatkowo, od kilu dni tata czuł większe parcie na pęcherz, co chwilę chciał robić siku. Lekarz zaleciła furaginę. W związku z napiętym podbrzuszem i coraz większym bólem odczuwalnym np przy próbie siadania, dziś mama zdecydowała zabrać tatę na usg. Niestety, sugeruje ono wodobrzusze.
Sam pęcherz był pełen moczu - prawie dwa litry - dziś zainstalowano cewnik.
Badanie nie wykazało anomalii w okolicach samego pęcherza, nie zaobserwowano żadnego guza.
Czy trzeba to łączyć z wodobrzuszem? Czy traktować oddzielnie?
Mocz został oceniony ok (wyniki badania laboratoryjnego będą dostępne dopiero jutro, na posiew jeszcze kilka dni poczekamy, ale kolor nie sugerował niczego złego).
Przed chwilą jednak zauważyłyśmy z mamą, że mocz zmienił kolor na bardziej bordowy.
Wiemy, że to może być krew. Po rozmowie z panią doktor podamy dziś antybiotyk. Zobaczymy co się wydarzy dalej (mała aktualizacja - w międzyczasie mama zaobserwowała, że mocz znów ma "normalny" kolor).
Poza tym, ciągle bez żadnych poważniejszych leków przeciwbólowych. Tata nie skarży się na jakieś specjalne dolegliwości. Przy siadaniu czasem zaboli go noga; w podparciu na łóżku na rękach, ręce drżą. Widać grymas na buzi, twarz się trochę zmieniła, spojrzenie również.
Psychicznie, chyba widać coraz większe zobojętnienie.
Do tego coraz większa apatia i ospałość...
Ale pojawia się czasem drobny żart i uśmiech - dziś tata z takim politowaniem patrzył na mnie, gdy podawałam mu zupę, poza wszelką kompatybilnością między łyżką a jego ustami...
Jednak najbezpieczniej czuje się przy mojej mamie
Staramy się żyć stawiając czoła codzienności, choć każdy dzień jest chyba coraz trudniejszy. Boimy się, cholernie, ale jak tu się nie bać.
Mamy bardzo pomocnych lekarzy, przyjaciół, no i przede wszystkim - siebie.
Odezwę się jeszcze,
pozdrawiam, Karolina