Witam,
Rok temu przeszłam operację wycięcia tarczycy ze względu na trzy centymetrowy guz.
Trzy tygodnie później okazało się, że to rak brodawkowaty tarczycy wariant częściowo pęcherzykowy, częściowo oksyfilijny.
Przeszłam jodoterapię we wrześniu zeszłego roku,
bardzo źle ją wspominam, zwłaszcza izolacje i nie możność przytulenia mojego dwuletniego wtedy synka przez prawie miesiąc
Na scyntygrafię jestem umówiona 7 września i już od jakiegoś czasu nie biorę eutyroxu,
jakiś miesiąc ponad temu moja lekarka wykryła u mnie guzek na węźle chłonnym szyjnym po prawej stronie ok 1cm (nie miałam wyciętych węzłów chłonnych ponieważ przed operacją wycięcia tarczycy nie wiedzieli, że guz jest złośliwy).
Endokrynolog powiedziała, że nie wiadomo czy to przerzut, możliwe, że guzek jest spowodowany infekcją i że w takim przypadku powinien niedługo zniknąć,
a jak nie zniknie to w szpitalu przy scyntygrafii go zbadają.
I teraz mam parę pytań ponieważ guzek nie zniknął albo może ktoś miał podobną historię chciałabym być przygotowana na różne możliwości
Przede wszystkim, czy scyntygrafia da mi odpowiedź czy to przerzut czy nie, czy trzeba robić jeszcze jakąś biopsję czy coś ?
Jeśli okaże się, że to przerzut, to co najprawdopodobniej mnie czeka, operacja, kolejne jodowanie, czy naświetlania ?
Czy skoro jeden przerzut się pojawił to czy mogę ich mieć więcej w różnych miejscach, czy to nie jest ze sobą związane?