Witam,
To już kolejny wątek jaki zakładam, ale sprawa jest dość świeża i nie wiem jak sobie poradzić z niektórymi sprawami. Najbardziej z samą sobą. Może sprawa błaha, ale naprawdę mnie nurtuje. Spadło to na mnie i na męża ponad miesiąc temu. U męża stwierdzono raka gruczołowego wpustu żołądka. Jest już po pierwszej chemioterapii, później planowana jest operacja ( jak się zakwalifikuje) i kolejne 3 cykle chemioterapii. Rak jest dosyć paskudny jeżeli chodzi o rokowania ( a który nie jest?) ale walczymy. Jesteśmy małżeństwem 16 lat, mamy 12 letnie dziecko i różnie bywało, jak to w życiu. Przed choroba nie układało się, zaczęłam myśleć nawet o rozwodzie i wtedy to spadła na nas jego choroba. Myśl o rozwodzie kompletnie wyparowała i wróciły te dobre uczucia. Nie chce być tu źle zrozumiana. Kochałam i kocham mojego męża....
Mąż raczej zawsze był skryty i małomówny. Nikt nigdy nie wiedział co mu w głowie siedzi, jak rozumiecie co mam na myśli. Ale ja znałam go najlepiej, 16 lat małżeństwa robi swoje ( lepiej nawet od jego własnej matki). Nauczyłam się go. Jego małomówność przeszkadzała mi zawsze. Czasem udało mi się wyciągnąć go ze swojej skorupki......ale teraz to już w ogóle. Mój problem polega na nadopiekuńczości, chęci bycia blisko z nim itp. Nie mogę się powstrzymać przed złapaniem go za rękę, pogłaskaniem po głowie, poklepaniem. Pytam się czy czegoś mu nie potrzeba itp. Chyba go to drażni. Nie oddaje mi tej bliskości a mi jej strasznie brakuje. Nawet chyba go to drażni, ale nic nie mówi, zamyka się w sobie. Ja wiem, ze nie mogę robić nic na siłę. Nie chce go zagłaskać. Ale bardzo, bardzo brakuje mi ciepła od niego........
I tylko Wam mogę napisać że mi tego brak, bo jemu nie będę się żalić. Próbuje sobie tłumaczyć, żeby go zostawić w spokoju. Że może chce być sam? Ale trudno mi..... |