Wahałem się długo czy pisać czy nie.
Bo ja do końca jej godzin wierzyłem, że z tego wyjdzie, i że jeszcze.... będzie nam dane.
Do tej pory nie mogę to uwierzyć. Z drugiej strony nie chcę w nikim zabijać nadziei ...
Wczoraj umarła moja nadzieja! Tak, zmarła! Wczoraj zmarła moja najukochańsza mama!
Od lipca 2011 chorowała na raka jajnika. Wykryto go w fazie II.
Oczywiście już pierwszego dnia jak po operacji lekarze postawili diagnozę po prostu się załamałem
Tym bardziej, że część z mojej rodziny - lekarze dawali małe szanse na przeżycie dłużej niż kilka miesięcy!
Co mogę powiedzieć, że zarówno ja jak i ona do końca wierzyła, że z tego wyjdzie.
Nikomu nie mówiła o swojej chorobie. Bo nie chciała być traktowana jako osoba chora.
Tylko najbliżsi o tym wiedzieli.
Nie mogę tego zrozumieć! Jak to możliwe, że u osoby tak mocno wierzącej - dążącej do zdrowia mogło stać się coś takiego i to tak nagle!
Tak, jej stan był od pewnego czasu ciężki miała nefrostopie i stomie.
Tak miała już rozsianie nowotworu a stan zaawansowania był IV (ostatnie 2 miesiące).
Tak ostatnia chemia nie działała już tak jak powinna. Ale miała ją podaną jeszcze w listopadzie!
Ona chciała mieć ją nadal podawaną! Tak mieliśmy się "odbudować" i dalej walczyć.
Chciałem ją wozić na wózku.Myślałem, że razem wyjdziemy na spacer na wiosnę a nie tylko po szpitalnym korytarzu.
Jadła. Miała mieć tego dnia rehabilitację. Tak bardzo chciała wstać. 3 razy jej już się udało stanąć przy baloniku.
Chcieli ją wypisać już do hospicjum ale ja się uparłem, że chcę do domu. I nagle przyszedł kryzys!
Zadzwoniła pielęgniarka, że stan się bardzo pogorszył. Jak przyjechałem stan był fatalny.
Widać było, że się żegna, ale nie chce się z tym pogodzić! Cały czas rękami mnie trzymała ... widziałem płacz w jej oczach (albo sobie tak to tłumaczę).
Ja ją zapewniałem do końca, że jest dobrze, że ... ma kupioną vitaminę C, soki z buraka, drinki proteinowe i że rano przyjadę.
Wyszedłem ze szpitala koło 24 a o 3 się obudziłem jakoś zlany potem i za pół godziny zadzwonili, że mama zmarła.
Nie wiem jak to możliwe. Przecież i ja i ona tak walczyliśmy! Teraz się zastanawiam czy coś zrobiłem nie tak!
Czy może lepiej trzeba było szukać informacji. Może trzeba było zastosować Avastin!
Tak, z własnej kieszeni ale może trzeba było to zrobić. Nie wiem jak to możliwe, że tak szybko odeszła!
Wiem, że od kilku lat byłem na to przygotowywany. Ostatnie pół roku to był dla mnie i dla niej koszmar.Bo czuło już się to najgorsze! ale cały czas wierzyliśmy.
Tata, rodzina już nie wierzyli ale ja i ona do końca wierzyliśmy! I ta moja nadzieja zgasła!
Nie wiem jak się z tym uporać. Płaczę jak bóbr. Cały czas się zastanawiam czy teraz jest jej lepiej. Co się z nią dzieje! Czemu tak młodo!
Myślałem, że zobaczy moje wnuki, że będzie na moim ślubie! a tu tak nagle!
Dzisiaj wracając z pracy poszedłem pomodlić się do kościoła. Ale nadal nie potrafię tego pojąć ani zrozumieć.