Witam,
historia choroby mojej mamy, lat 69, zaczęła się pod koniec października, kiedy to otrzymała informację o zmianach na prawym płucu (we wrześniu profilaktycznie zrobiła sobie jako "była palaczka" TK). Okazało się, że miała 4 guzy na opłucnej. Jeden duży ok 4 cm w okolicy śródpiersia i 3 małe w dolnej części płuca prawego. Stan fizyczny bardzo dobry. Nie uskarżała się na żadne bóle, nie miała problemów z wydolnością płuc.
Trafiła do instytutu gruźlicy i chorób płuc w Warszawie. Tam po serii badań okazało się, że jest to międzybłoniak opłucnej. W międzyczasie odesłano ją do domu, gdzie zachorowała na zapalenie płuc i złapała półpaśca. To wszystko opóźniło termin zabiegu. Decyzja była, aby wyciąć całe prawe płuco wraz z opłucną.
Operacja odbyła się dopiero 19 stycznia. Po tygodniu mama została wypisana do domu. Niestety okazało się, że w kikucie zrobiła się przetoka i mama musiała wrócić do instytutu. Przetoka nie chciała się goić. Wdały się bakterie - pałeczki ropy błękitnej.
Do dziś mama jest w instytucie - schudła ok 15 kg, jest osłabiona i ma problemy z oddychaniem. Jakiś czas temu zaczęła się uskarżać na bóle w okolicy mostka. 2 tyg temu wykonano TK. Wynik w załączniku.
Moje pytanie odnosi się do wyniku i do faktu, że jak do tej pory mama nie była konsultowana onkologicznie. Czy w przypadku przetoki możliwa jest radioterapia? Rozumiem, że chemia odpada. Jaka jest dalsza droga postępowania? Boję się, że będziemy czekać na zaleczenie przetoki a w tym czasie rak będzie się rozwijał. Czy wycięcie uszkodzonej części mostka jest możliwe?
Z góry dziękuję za pomoc,