Dzień dobry!
Od jakiegoś czasu odwiedzam tematy poświęcone SCLC i chciałbym podziękować ze jesteście!
Przypadki, o których tu czytałem jak i opinie i rady ekspertów bardzo mi pomogły zrozumieć to co przytrafiło się mojej Mamie. Chciałbym się z Wami podzielić tą historią, która dodam jeszcze nie ma końca, jednak wiem z jakim zacięciem szukałem informacji nt przypadków podobnych do mojej Mamy. Może i ja komuś choć trochę pomogę...
Trzy lata temu, w maju 2010 roku moja Mama miała dziwne objawy - nadmierna potliwość i bardzo szybkie męczenie organizmu (podróż na trzecie piętro stanowiła wyzwanie, któremu nie była w stanie podołać, mimo że wcześniej często wybierała schody) Lekarz rodzinny zlecił badanie, chyba RTG klatki piersiowej. Na zdjęciu serce było znacznie powiększone - diagnoza? "Słoniowacizna serca" - dodam, ze Mama nigdy nie wyjechała poza Europę. Lekarz przepisał jakieś proszki i do domu. Po kilku dniach objawy były coraz bardziej dokuczliwe. Zabrałem mamę do innego lekarza a ten polecił jak najszybsza wizytę w szpitalu. Okazało się, że w osierdziu było 2,5l płynu - naciek z guza w lewym płucu. Guz okazał się być nie operacyjny więc po odsączeniu płynu rozpisano chemioterapię. Mama przyjęła 5 cykli, później w stanie ogólnym dobrym wypisano ją do domu. Wpadliśmy w rytm co trzymiesięcznych wizyt kontrolnych, z każda kolejną Mamie poprawiał się nastrój, coraz bardziej wierzyła, że może się udać wygrać z chorobą...
Od lutego do końca marca tego roku lewa strona głowy i twarzy zaszła dużą opuchlizną ale dość dziwną - skóra była miękka i miało się wrażenie jakby pod spodem była woda. Zaczęły się nerwowe odwiedziny gabinetów lekarskich, diagnozy jakby każdy miał do czynienia z inna osobą: "nie widzę nic niepokojącego, to musi być chwilowy obrzęk" albo "to być może być reakcja alergiczna", inna "jest to efekt zatrzymywania wody organizmie". Nawet onkolog, która prowadziła moją mamę nie wiedziała co to jest i co robić... minęło tak prawie dwa tygodnie, w końcu zlecono tomografię i RTG klatki piersiowej. Wynik był jednoznaczny: znaczne zmiany w płucu i przeżuty do mózgu - 6 guzów, przy czym dwa wielkości 3 cm i 3,2 cm, pozostałe od 1 do 2 cm.
W trybie natychmiastowym przyjęto Mamę na oddział i zaplanowano chemioterapię, lekarz prowadząca chciała też poddać głowę naświetlaniom ale okazało się że radioterapia jest niemożliwa z uwagi na poziom zaawansowania.
Pięć dni po zakończeniu czwartego cyklu pojawiło się zmęczenie jak przy silnym przeziębieniu lecz dziwne bo bez gorączki. Okazało się, ze jest to infekcja, która była zagrożeniem życia - organizm w ogóle się nie bronił a szpik praktycznie nie działał.
badania krwi wyszły koszmarnie i konieczne było przetaczanie. Później 8 dni w szpitalu na antybiotykach i kroplówkach... wypis do domu i informacja od lekarza - "...kończymy z leczeniem, nie podamy kolejnego kursu chemioterapii. Organizm jest zbyt słaby i pierwsza kroplówka mogłaby spowodować śmierć..." Ponadto Mama usłyszała (w odpowiedzi na postawione pytanie), że zostało jej może kilka miesięcy i że zaleca się opiekę hospicjum.
Przyjechałem do szpitala, żeby ją zabrać do domu. Na korytarzu spotkałem lekarz prowadzącą i wszystko mi powiedziała - również to co przekazała Mamie na jej prośbę.
Dotąd unikała tak bezpośrednich pytań, jakby nie chciała wiedzieć i żyć w nadziei, że zwycięży chorobę.
Kiedy otworzyłem drzwi do pokoju, zobaczyłem Mamę jak siedzi w bezruchy wpatrzona w okno... spakowana walizka leży obok, sweter przy łóżku leży na podłodze ... to wszystko nie ważne. Podchodzę bliżej i widzę jak oczy, które jeszcze do wczoraj się uśmiechały, było w nich życie i wola walki dziś są zupełnie inne... straszny ból i rozczarowanie...
Dziś jest lepiej zarówno pod względem psychicznym - rozmowa, spokój, pokora, jak i fizycznym. Mama jest w niezłej kondycji, trochę kaszle i mimo, iż twierdzi że jest słaba wszystko wokół siebie robi... Staram się z nią rozmawiać, chce żeby wiedziała, że nie jest sama z tym wszystkim - przez całe życie była samotna a w takiej chwili chyba samotność jest gorsza od choroby...
Piszę, ponieważ szukam informacji, pomocy - jak postępować, jak pomóc a przede wszystkim jak nie utrudniać tego czasu jaki jeszcze pozostał.
Wiem, że nie da się przewidzieć daty ale czy na podstawie opisu da się określić mniej więcej ile mamy jeszcze czasu?
Mama bardzo się boi problemów z oddychaniem - czy wiadomo jak przebiega, jak wygląda koniec? jak pomóc, ulżyć w cierpieniu?
Proszę o odpowiedź.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie. |