Piszę w imieniu mojej mamy, u której zdiagnozowano raka płaskonabłonkowego policzka. Dziś odebrałyśmy wynik histopatologiczny, to była biopsja wycinająca.
Wynik:
Guz lewego policzka - wycinek skóry o wym. 2,3x1,6 cm z wrzodziejącą zmianą o wym. 1,5x1,3 cm. Jeden z marginesów bocznych makroskopowo przylega do linii cięcia.
Czekamy na decyzję lekarza co do leczenia (jutro).
Opcje są dwie - lekarz ma potwierdzić u patomorfologa, czy zmiana została wycięta z odpowiednim marginesem. Nie przypuszczali, że to rak.
Jeśli wyjdzie mały margines, to zrobią docięcie. Jeśli wyjdzie duży margines, to być może nie będzie nawet radioterapii, tylko obserwacja.
Węzły nie są powiększone, ale badane były jedynie palpacyjnie.
Wolałabym jednak, żeby mama była poddana radioterapii.
I tutaj pojawia się moje pytanie - czy wybrać w razie czego Wieliszewo k. Legionowa, czy Szpital w Otwocku?
Czy ktoś z Was korzystał z pomocy w tych ośrodkach?
Jeden z marginesów bocznych makroskopowo przylega do linii cięcia.
pe napisał/a:
lekarz ma potwierdzić u patomorfologa, czy zmiana została wycięta z odpowiednim marginesem. Nie przypuszczali, że to rak.
Jeśli wyjdzie mały margines, to zrobią docięcie. Jeśli wyjdzie duży margines, to być może nie będzie nawet radioterapii, tylko obserwacja.
Postępowanie lekarzy wygląda na optymalne.
pe napisał/a:
Węzły nie są powiększone, ale badane były jedynie palpacyjnie.
To niewiele wnosi do oceny Waszej sytuacji:
jedynie wprost nie wskazuje na podejrzenie ich przerzutowego zajęcia, ale też nie wyklucza takiej możliwości.
pe napisał/a:
czy wybrać w razie czego Wieliszewo k. Legionowa, czy Szpital w Otwocku?
Czy ktoś z Was korzystał z pomocy w tych ośrodkach?
W tej kwestii liczę na pomoc lepiej zorientowanych forumowiczów.
Pozdrawiam i witam Cię na forum.
_________________ Solve calceamentum de pedibus tuis: locus enim, in quo stas, terra sancta est [Ex: 3, 5]
Czytam to forum już od połowy maja. Niestety, jakkolwiek to dziwnie zabrzmi, przeczuwałam trochę, że wyniki histopatologiczne mamy nie będą zbyt pomyśle Wszystko zaczęło się od przygryzania protezami policzka. Nic się nie działo, dopóki nie powstała malutka ranka, którą mama wzięła za aftę. Dużo żalu mam do internistki, która lakonicznie stwierdziła, że ta zmiana to żadna afta, kazała udać się do stomatologa. Mama czekała jeszcze dwa tygodnie na wizytę do stomatologa, zupełnie niepotrzebnie. Dopiero on skierował ją do szpitala. A można było to zrobić od razu...
Teraz czekamy, mam nadzieję, że nie będzie tak źle. Bardzo się martwię, ale trochę mnie pociesza myśl, że już to cholerstwo wycięli, sądząc po opisie na histopato. Czytałam wpisy wielu z Was, którzy się pomyślnie wyleczyli i chciałabym napisać, że jest to szalenie budujące.
Wszystko zaczęło się od przygryzania protezami policzka. Nic się nie działo, dopóki nie powstała malutka ranka, którą mama wzięła za aftę.
Nie wiadomo, czy takie mechaniczne podrażnianie i uszkadzanie błony śluzowej mogło się przyczynić (realnie) i miało wpływ na rozwój choroby.
pe napisał/a:
Mama czekała jeszcze dwa tygodnie na wizytę do stomatologa, zupełnie niepotrzebnie. Dopiero on skierował ją do szpitala. A można było to zrobić od razu...
Myślę, że w Waszej sytuacji dwa tygodnie opóźnienia w zdiagnozowaniu to żadna tragedia,
nowotwory tego rodzaju rozwijają się znacznie dłużej.
pe napisał/a:
trochę mnie pociesza myśl, że już to cholerstwo wycięli, sądząc po opisie na histopato.
Moim zdaniem najważniejsza jest sprawa oceny radykalności zabiegu (czy margines chirurgiczny jest wystarczający).
Od tego zależy dalsze postępowanie (czy potrzebne jest docięcie lub inna terapia uzupełniająca)
oraz ocena rokowania.
To jest najważniejsza rzecz do omówienia z Waszym lekarzem.
_________________ Solve calceamentum de pedibus tuis: locus enim, in quo stas, terra sancta est [Ex: 3, 5]
Tak, pewnie masz rację Richelieu, być może to uszkodzenie mechaniczne nie miało żadnego znaczenia, nie wiemy tego. Lekarz uznał to za prawdopodobne, kiedy z nim dziś o tym rozmawiałam. Właściwie nie ma co o tym teraz myśleć, teraz trzeba zakasać rękawy. Bardzo bałam się o nastawienie mamy, ale chyba ze mną psychicznie jest gorzej niż z nią.
Tak, no i właśnie kwestia tego lekarza.
Czy uważacie, że chirurg (bo to jest na razie lekarz prowadzący) podejmie najwłaściwszą decyzję o sposobie leczenia, czy jeszcze przed leczeniem konsultować u onkologa? I tak bym skonsultowała, tak na wszelki wypadek, ale czy jest tak właśnie w niektórych przypadkach, że to chirurg kieruje na radio albo omawia z pacjentem inne sposoby leczenia, czy wystawia skierowanie do poradni onkologicznej?
Skłaniam się ku tej konsultacji, ale bardzo bym mnie cieszyło, gdyby chirurg podjął już jakąś decyzję o leczeniu, chyba jak każdy w takiej sytuacji chciałabym, żeby leczenie zaczęło się jak najszybciej...
Czy uważacie, że chirurg (bo to jest na razie lekarz prowadzący) podejmie najwłaściwszą decyzję o sposobie leczenia, czy jeszcze przed leczeniem konsultować u onkologa?
Na pewno co najmniej konsultować, a najlepiej, skoro mamy do czynienia z nowotworem złośliwym,
by leczenie prowadził lekarz onkolog, optymalnie taki specjalizujący się w nowotworach tego rodzaju (głowy i szyi).
_________________ Solve calceamentum de pedibus tuis: locus enim, in quo stas, terra sancta est [Ex: 3, 5]
Umówiłam mamę na poniedziałek do radiologa onkologa, właśnie od nowotworów głowy i szyi (w Wieliszewie). Po dzisiejszej rozmowie telefonicznej z chirurgiem dowiedziałyśmy się, że margines jest malutki, raptem 0,1 cm i trzeba to dociąć. Zapraszają w najbliższy wtorek. Chirurg stwierdził, że radiolog na konsultacji może zaproponować żeby nie docinać już tego, tylko naświetlać. Dowiemy się od niego jaki miałby plan na leczenie, a we wtorek pewnie pojedziemy na to docięcie, bo mama by tak wolała.
Ponieważ jutro musimy odebrać poprawiony wynik histopato z info o tych marginesach, to zapytam przy okazji o węzeł po stronie zmiany. Trochę się boję, żeby mamie go zostawili. Jak myślicie, robić usg na własną rękę? A czy chirurg może zlecić wykonanie takiego badania w szpitalu, żeby mieć pewność co do tego czy jest zmieniony czy nie? A czy radiolog onkolog może zlecić jakieś badania? Bo nie wiem, już mam mętlik w głowie, czy szukać jeszcze kogoś do konsultacji, czy ten radiolog onkolog jest już wystarczającym specjalistą?
I jeszcze jedno pytanie - jeśli węzeł po stronie zmiany byłby zmieniony, to podlegałby wycięciu czy naświetlaniu?
dowiedziałyśmy się, że margines jest malutki, raptem 0,1 cm i trzeba to dociąć. Zapraszają w najbliższy wtorek.
Bardzo dobra decyzja i świetny termin.
pe napisał/a:
Chirurg stwierdził, że radiolog na konsultacji może zaproponować żeby nie docinać już tego, tylko naświetlać. Dowiemy się od niego jaki miałby plan na leczenie, a we wtorek pewnie pojedziemy na to docięcie, bo mama by tak wolała.
Moim zdaniem bardzo słusznie: zabieg chirurgiczny pozwala pozbyć się zmian z organizmu,
naświetlanie ich nie usuwa, tylko niszczy pozostawiając z organizmie.
A w razie jakichś problemów czy niepowodzenia wycięcia, zawsze (no, prawie ...) można później naświetlać,
w odwrotnej kolejności zawsze jest to co najmniej niekorzystne, a często w ogóle niemożliwe.
pe napisał/a:
Jak myślicie, robić usg na własną rękę?
Z jednej strony nie zaszkodzi, ale to lekarz powinien zlecać wszystkie potrzebne badania, jak dalej słusznie zauważyłaś.
pe napisał/a:
A czy radiolog onkolog może zlecić jakieś badania? Bo nie wiem, już mam mętlik w głowie, czy szukać jeszcze kogoś do konsultacji, czy ten radiolog onkolog jest już wystarczającym specjalistą?
Skoro specjalizuje się w nowotworach głowy i szyi, to powinien mieć odpowiednie kwalifikacje.
Myślę, że warto byłoby z nim poruszyć kwestię, że chcecie wykonać proponowane Wam docięcie
i niech on odniesie się do tego i zaproponuje dalsze postępowanie,
ewentualnie jeśli byłby przeciwny docięciu niech to uzasadni w taki sposób, by Was przekonać.
pe napisał/a:
jeśli węzeł po stronie zmiany byłby zmieniony, to podlegałby wycięciu czy naświetlaniu?
Podobnie jak wyżej napisałem, uważam, że wycięcie zawsze jest lepsze.
Ale ocena należy do lekarza: on lepiej zna Waszą sytuację i powinien zaproponować postępowanie najlepsze z możliwych.
_________________ Solve calceamentum de pedibus tuis: locus enim, in quo stas, terra sancta est [Ex: 3, 5]
- radiolog onkolog z MCO w Wieliszewie - stwierdził, że docinka marginesów jest konieczna + tomografia głowy. Nie powiedział nic ponad to, co już wiedziałyśmy od chirurga z Szaserów. Na moje pytania odpowiadał głównie w ten sposób, że nie warto gdybać i się zamartwiać na zapas. Najważniejszy jest wynik z TK, czy węzeł wykazuje jakieś zmiany patologiczne.
- chirurg z Szaserów - dziś miała być docinka, ale się nie odbyła, bo zadecydowano, że również i węzeł należy wyciąć. Na moje pytanie o TK chirurg stwierdził, że niezależnie co by tam było należy go usunąć. Operacja docinka marginesów oraz usunięcia węzła (lub węzłów, nie dopytałam ) odbędzie się 2 lipca.
Jesteśmy zadowolone z takiego obrotu spraw. Mama tylko boi się znieczulenia ogólnego, nigdy nie miała żadnej operacji.
Radiolog mówił wczoraj m.in., że rak płaskonabłonkowy w jamie ustnej lubi nawracać, dlatego zaleca się radioterapię jako uzupełnienie leczenia po wycięciu guza. Potem natomiast stwierdził, że radioterapia nie zawsze jest stosowana i może nie być potrzebna. Od czego to zależy?
Od wczoraj Mama jest w WIM na Szaserów. Operację wycięcia węzłów i docinkę marginesów miała mieć dziś, ale niespodziewanie chirurg, który ją do tej pory ciął podjął decyzję o operacji w dniu wczorajszym.
Niestety twierdzi, że wycięty węzeł chłonny podżuchwowy "był brzydki". Czekamy wobec tego na wynik badania histopatologicznego, żeby się dowiedzieć o stopniu tej brzydoty.
Mama czuje się dobrze, dosyć niekomfortowo zniosła znieczulenie.
Myślę, że radio jej nie ominie i powoli staram się ją z tym oswajać.
Jak dostaniemy wyniki, to napiszę co wyszło.
Czy możecie napisać o ewentualnych skutkach ubocznych wycięcia węzła? Czytałam nieco w wątku Dronki o jej Tacie. Czy obrzęk jest nieunikniony i jak można go zminimalizować?
W węźle podżuchwowym był przerzut, ale nie przekroczył torebki węzła (w treści wyniku napisano, że to "mikroprzerzut"). Poza tym węzły czyste.
Rozpoznanie to rak płaskonabłonkowy częściowo rogowaciejący G2.
Operacja była w lipcu, a Mama rozpoczęła radioterapię po 3 miesiącach. Naświetlania przeszła dosyć ciężko, przede wszystkim nie mogła jeść z powodu poparzenia błony śluzowej w jamie ustnej i schudła około 15 kg. Przy życiu ją trzymały kaszki dla niemowląt i nutridrinki, a także zupy z pokaźną łychą masła i śmietany. Miała chwile załamania, bardzo była słaba. Ciężkie były też napady kaszlu z powodu poparzenia lewej strony gardła i przełyku. Tylko Glosal na to pomagał i leki przeciwkaszlowe. Myślę, że dolegliwości miała większe z powodu wieku (70l.).
Naświetlania skończyły się w listopadzie, potem miała dwa badania TK głowy i szyi oraz RTG płuc, wyniki bardzo dobre.
Mama teraz czuje się świetnie, po buzi nie widać, że miała radio, blizn pooperacyjnych właściwie też nie widać.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum