Dzień dobry.
Z góry przepraszam, jeśli piszę w niewłaściwym dziale, i w takim wypadku proszę w przeniesienie tematu do odpowiedniego działu. Mój problem wyglada następująco: u mojej mamy w wieku 44lat zdiagnozowano raka jajnika. Początkowo ginekolog podejrzewał, że jest to torbiel, i zaproponował leczenie środkami antykoncepcyjnymi, które przyczyniły się do drastycznego rozwoju choroby i natychmiastowej operacji. Badania his-pat wykazały raka jajnika. Mama zmarła po 2 latach walki z chorobą, w wieku 46lat.
W tamtym czasie miałam 8lat, i informacje które mam, to te które udało mi się uzyskać od taty czy dalszej rodziny.
Mój problem przejawia się następująco: czy są wskazania do tego, abym zrobiła badania genetyczne? Od roku czuję się lekceważona przez ginekologów, którzy podają bardzo sprzeczne informacje, między innymi usłyszałam, ze: do 30 rż nie ma się co martwić, potem usg co pół roku, kolejny lekarz powiedział, cytuję „raka jajnika nie widać na usg, a jeśli ktoś pani powiedział inaczej to znaczy ze jest niedouczony”, dzisiejsza wizyta: pomijając cytologię pobrana PALCEM, pani doktor powiedziała: potrzebny typ histologiczny, tylko niektóre typy są dziedziczne. USG bez zmian, macica w tylozgieciu. Stad moje pytanie: do kogo powinnam się udać, żeby nie zostać spławioną? Genetyk? Onkolog? Lekarz rodzinny zasugerował wizytę w poradni genetycznej, ale skierowania nie wydał...
Czy po blisko 15 latach po śmierci mamy mam prawo do kopii jej dokumentacji medycznej ze szpitala?
Czy zachorowanie mamy w młodym wieku może świadczyć o tym, iż miała mutacje w jakimś genie? Mama miała 3 siostry, wszystkie są zdrowe, do tego mamy mama ma obecnie 96lat i tez jest zdrowa.
Przepraszam za tak długi post, jednak mam nadzieję, że znajdzie się ktoś, kto będzie w stanie mi podpowiedzieć co powinnam zrobić.
Z góry dziękuję i życzę dużo zdrowia i siły do walki.